Polska – The Times – Warszawskim półświatkiem rządzi boss ukraińskiej mafii

Warszawscy mafiosi pozabijali się we wzajemnych porachunkach albo siedzą w więzieniach. Schedę po nich przejęli Władimir S., były wspólnik „Słowika”, i Emil K., syn kazachskiego eks-ministra. Nie dość, że Wadim przejął schedę po „Słowiku”, to jeszcze uwiódł mu żonę.

Piotr Sieńko 24.10.2007 r.

Okęcie, styczeń 2007 r. Potężny, prawie dwumetrowy, łysy 35-latek czeka na samolot na Ukrainę. To Władimir S. ps. Wadim, który niedawno wyszedł z więzienia. Wpadł w 2000 r. po tym, jak w Piasecznie ściągał haracz od właścicieli kilku browarów. Leci do Lwowa na pogrzeb swego mocodawcy Mikołaja Rakao, szefa jednej z ukraińskich grup. „Wadim” jest polskim rezydentem tej grupy. 8 stycznia Rakao został zastrzelony w drodze na lotnisko we Lwowie. Przed śmiercią mafioso dał „Wadimowi” carte blanche na interesy w Polsce, a grupa lwowska roztoczyła nad Ukraińcem parasol ochronny.
Słysząc o jego poczynaniach, boss gangu pruszkowskiego Andrzej Z. ps. Słowik pewnie pluje sobie w brodę. Po ekstradycji z Hiszpanii odsiaduje na Rakowieckiej wyrok do 2016 r. „Wadim” swego czasu był jego prawą ręką. Potem, nie dość że uwiódł „Słowikowi” żonę (państwo Z. są w trakcie rozwodu), to jeszcze przejmuje kontrolę nad jego interesami.
– Kiedy większość prusz-kowskich gangsterów, ze ścisłym zarządem grupy włącznie, wylądowała za kratami, a Andrzej H. ps. Korek z Mokotowa, jedyny pretendent do przejęcia gangsterskiej schedy, też trafił do aresztu za przemyt 325 kg kokainy, w Warszawie powstała próżnia. Skorzystał z tego Władimir S. – mówi oficer Centralnego Biura Śledczego.

Ukrainiec zorganizował własny gang dzięki kontaktom z czasów, gdy „Słowik” i jego kompani byli na wolności. Zdobył też poparcie ukraińskich grup ze Lwowa i podporządkował sobie małe stołeczne gangi. Nie ma z tym problemów. Przestępcy, zdziesiątkowani przez gangsterskie egzekucje i policyjne obławy, wolą z nim współpracować, niż walczyć.
Od czasu policyjnych akcji, w których poległy grupy z Nowego Dworu Mazowieckiego, Wołomina, Pruszkowa i Żoliborza (ich członkowie siedzą w aresztach albo więzieniach), „Wadim” nie ma konkurencji. Mogliby mu wejść w drogę tylko gangsterzy z Mokotowa. Ci jednak nie chcą się wychylać, bo grozi im wpadka. Większość z nich jest na liście ściganych przez policję.
„Wadim” ma poza tym sprytną metodę pozbywania się konkurencji. Nie zleca zabójstw rywali, bo jest to zbyt ryzykowne. Po kolejnej strzelaninie policja może zacząć chodzić mu po piętach. To bardzo utrudniłoby interesy. Ukrainiec ma lepszą taktykę. Do powiększania strefy wpływów wykorzystuje policję. W jaki sposób? Wystawia jej polskich przestępców.
– Informacje, gdzie mogą być gangsterzy, są dla policji bardzo cenne. Pozwalają zakończyć wiele śledztw i zamknąć za kratkami naprawdę groźnych bandytów. Nic dziwnego, że taka nieformalna współpraca jest nam na rękę – wyjaśnia oficer Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Między innymi właśnie cynk od ludzi „Wadima” pozwolił policji złapać poszukiwanego od lat mokotowskiego gangstera Zbigniewa C. ps. Dax, podejrzanego o porwania dla okupu, zabójstwa i kierowanie gangiem mokotowskim w zastępstwie siedzącego w więzieniu „Korka”.
W lutym „Dax” wpadł w ręce policji podczas spotkania nad Wisłą. Za kraty trafił też wtedy Piotr S., były zapaśnik o pseudonimie Sajur, szef gangu z Ożarowa, a wraz z nimi były kierowca „Korka” – ps. „Szogun”, też oskarżany o napady, wymuszenia i haracze. Póki co, w Warszawie nie ma nikogo, kto przeciwstawi się potężnemu rezydentowi ukraińskiej mafii. Na wolności jest wprawdzie od połowy września Zygmunt Raźniak ps. Bolo vel Kaban, członek zarządu mafii pruszkowskiej (skończył właśnie odsiadywanie wyroku). Wątpliwe jednak, by Raźniak od razu chciał angażować się w krwawe porachunki. Inny warszawski gangster, Rafał S. ps. Szkatuła, tak jak kilku jego kompanów, jest poszukiwany przez policję i prawdopodobnie ukrywa się w Londynie.
„Wadim” skupił wokół siebie wielu polskich przestępców i tych zza wschodniej granicy. Na jego usługach jest m.in. Rafał F. ps. Batman. Gangster wyszedł właśnie z więzienia. Ma przerwę w odbywaniu kary z powodów zdrowotnych. Odsiaduje wyrok za napad i zabójstwo właściciela kantoru przy ul. Czerwonego Kapturka w 1994 r. Dla „Wadima” pracuje też Piotr D. ps. Pietia, Białorusin. Wiosną wpadł w ręce policjantów z wydziału terroru kryminalnego w związku z uprowadzeniem biznesmena.

Innym bliskim współpracownikiem „Wadima” jest Emil K. z Dagestanu, który ma związki ze światem kazachskiej polityki. Ojciec Emila K. był ministrem w Kazachstanie, ale po przejściu do opozycji popełnił samobójstwo. Współpracownicy ministra podejrzewają jednak, że ktoś mu w tym pomógł. Emil K. kontroluje w imieniu Władimira S. handel narkotykami i porwania biznesmenów. – To duże nazwiska w świecie mafii. Z taką siłą muszą się liczyć wszystkie gangi w Warszawie – wyjaśnia oficer CBŚ.

Nic dziwnego, że „Wadim” staje się coraz silniejszy i może na razie pracować spokojnie. Choć zaczynał na Stadionie Dziesięciolecia od ściągania haraczy dla Pruszkowa od rosyjskojęzycznych kupców, dziś jego interes znacznie się rozwinął. – Wskoczył na półkę wyżej – mówi oficer ABW. – Siedzi w paliwach i nieruchomościach. Oczywiście nadal robi to nielegalnie i nieoficjalnie. Najpopularniejszą metodą zdobywania pieniędzy przez „Wadima” i jego ludzi jest ściąganie fikcyjnych długów lub porwania dla okupu. Przestępcy uprowadzają głównie szemranych biznesmenów, którzy np. handlują nielegalnie podrabianym paliwem lub inwestują mafijne pieniądze w nieruchomości. Tacy ludzie prawie nigdy nie zgłaszają się na policję. Płacą okup, a potem zgadzają się opłacać „Wadimowi” haracze za tzw. ochronę interesów. – Wiemy, że w Warszawie dochodzi do takich porwań, ale oficjalnych zgłoszeń nie mamy – mówi oficer wydziału terroru kryminalnego i zabójstw komendy stołecznej. – Poszkodowani, których interesy nie są zgodne z prawem, musieliby się przyznać, skąd mają pieniądze, a tego żaden z nich przecież nie zrobi.

Jeśli „Wadim” za mocno zajdzie za skórę polskim przestępcom, na ulicach Warszawy może znów polać się krew. Ambitny Ukrainiec podzieli wtedy los innego rezydenta ze wchodu Andrieja I. ps. Malowany. Kilka lat temu został on zastrzelony w centrum Poznania. Polacy nie chcieli mu się podporządkować.