Polskapresse – Donbatyzacja Stoczni Gdańsk

Stocznia Gdańsk wkrótce może przejść w prywatne ręce ukraińskiego Donbasu. Drogę do tego otwiera opublikowane w ubiegłym tygodniu ogłoszenie Agencji Rozwoju Przemysłu o możliwości nabycia akcji stoczni. – To farsa prywatyzacji – uważają urzędnicy Ministerstwa Skarbu Państwa.

aktualizacja: 2007-09-27 09:02:47

ARP i Cenzin, państwowi akcjonariusze stoczni, chcą sprzedać prawa do poboru akcji emitowanych przez stocznię gdańską. Akcje obejmowane będą więc tak, jakby stocznia już była firmą prywatną. Nabywcą może być zarówno potencjalny akcjonariusz stoczni lub „handlarz” prawami, który następnie sprzeda je komukolwiek za dowolną cenę. W ten sposób obrót akcjami stoczni nie będzie podlegał ustawie o komercjalizacji i prywatyzacji.Nabywca nie tylko wejdzie w kompetencje ministerstwa skarbu, ale nawet je przekroczy, omijając prawo. Stocznia, która nadal jest własnością państwa, zostanie zatem pokątnie wyprzedana prywatnemu inwestorowi, który nie będzie podlegał żadnej kontroli. Paweł Brzezicki, prezes ARP, twierdzi nawet, że prawa nabycia akcji nowej emisji, ARP może sprzedać za złotówkę.

Tymczasem przecież ARP i Cedzin, główni akcjonariusze stoczni, to podmioty będące pod ścisłą kontrolą Skarbu Państwa.

Trzeba pamiętać też, że stocznia pochłonęła już wielomilionowe dotacje państwowe na restrukturyzację. O te pieniądze może upomnieć się Unia Europejska, ponieważ z godnie z jej prawem powinny być wykorzystane na restrukturyzację przedsiębiorstwa, a stocznia nadal jest na granicy upadłości.

Jeśli Unia zażąda zwrotu tych funduszy, upadłość stoczni będzie faktem. Szybka prywatyzacja jest więc jedynym ratunkiem dla stoczni. Ale tylko z pozoru.

Prywatyzacja kolebki Solidarności od dawna budzi kontrowersje. Porozumienia sierpniowe z 1980 roku podpisane w Stoczni Gdańsk zostały wpisane na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO. Dlatego politycy chętnie organizują tu wiece wyborcze. Wtedy też mówią zwykle o złodziejskich i grabieżczych prywatyzacjach.

Żaden jednak jak dotąd nie zabrał się do ich rozliczenia. A szkoda, bo Stocznia Gdańsk, jest pod tym względem naprawdę wyjątkowa. Na świecie stocznie są rentowne i mają wypełniony portfel zamówień na najbliższe kilka lat. Tylko w Polsce przemysł stoczniowy jakoś dziwnie kuleje. Stocznia Gdańsk od lat ma problemy finansowe, a mimo to żaden rząd nie przygotował konkretnego planu restrukturyzacji stoczni, czego od 2005 roku domaga się Komisja Europejska. Wszystkie pieniądze przeznaczone dotychczas dla zakładu zostały zmarnowane, co wykazały raporty Najwyższej Izby Kontroli i Komisji Europejskiej. Zadłużenie wynikające m.in. z zawarcia nierentownych kontraktów wciąż rośnie, ale nikt nie kwapi się do rozliczenia zarządów stoczni i jej właścicieli za doprowadzenie do tego stanu.

Od końca 2006 roku jednym z akcjonariuszy Stoczni Gdańsk jest ukraiński Donbas. Wejście tej firmy do grona współwłaścicieli stoczni nie było prywatyzacją, twierdzą przedstawiciele ministerstwa skarbu. Był on jedynym i najlepszym inwestorem
strategicznym wskazanym przez zarząd stoczni, którego szefem jest Andrzej Jaworski, z wykształcenia etnolog. Decyzję zaakceptowali pozostali akcjonariusze i w grudniu 2006 roku w drodze emisji nowych akcji Donbas objął 5 proc. w kapitale zakładowym Stoczni Gdańsk.

Ciekawe, dlaczego właśnie Donbas stał się uprzywilejowanym inwestorem, a także niemal wyłącznym partnerem do dalszych rozmów na temat przejęcia prywatyzowanej firmy? Zarząd widocznie nie sięgnął do ustawy o komercjalizacji i prywatyzacji, która zabrania uprzywilejowanego traktowania jakiegokolwiek inwestora. Nie zwrócił też uwagi na to, że to Donbas dostarczał do Stoczni Gdańsk blachy do produkcji statków po takich cenach, które spowodowały jej zadłużenie.

Zadłużenie wobec kogo? Wobec Huty Częstochowa, której właścicielem jest Donbas. W ten sposób wierzyciel – Donbas, który teraz nieoficjalnie zaoferował 400 mln zł za pakiet przygotowanych do emisji akcji stoczni, faktycznie przejmie ją za darmo. Tyle właśnie wynosi dług stoczni wobec huty Częstochowa.

Gdyby każdy wierzyciel przejmował zakłady za długi, wszystkie stocznie powinny być sprywatyzowane w jeden dzień. Ustawa prywatyzacyjna okazałaby się bezużyteczna.Wygląda na to, że w przypadku Stoczni Gdańsk ustawa nie obowiązuje, o czym również dowiedzieliśmy się z ministerstwa skarbu. – Proces prywatyzacji Stoczni Gdańsk prowadzony jest na podstawie harmonogramu w ramach zawartego porozumienia właścicieli akcji tej spółki. Minister skarbu państwa nie jest właścicielem akcji spółki Stocznia Gdańsk – mówi Paweł Kozyra z ministerstwa skarbu państwa.

Ministerstwo skarbu umywa zatem ręce w sprawie stoczni, twierdząc, że nie należy ona do państwa. Czyli wniosek prosty, że to Donbas (jako jeden z akcjonariuszy), a nie ARP ma zdecydować o tym, jak samemu sobie sprywatyzować polską kolebkę Solidarności.

10 sierpnia akcjonariusze stoczni (w tym Donbas) zdecydowali o nowej emisji akcji, dającej nabywcy 75 proc. udziału w kapitale stoczni. Prawo pierwokupu akcji mają jednak dotychczasowi akcjonariusze. – Od początku wiadomo było, że ani ARP, ani Cenzin z tego prawa nie skorzystają, bo jako spółki skarbu państwa nie mogą nabywać pakietu akcji w celu zwiększenia kapitału. Jedynym zainteresowanym emisją akcjonariuszem jest więc prywatna firma, ukraiński Donbas – mówi jeden z urzędników ministerstwa gospodarki.

Pod presją pojawiających się ostatnio zarzutów o braku przejrzystości prywatyzacji stoczni, ARP przedłużyła jednak termin ostatecznych zapisów na kupno akcji do 9 listopada i zamieściła w prasie ogłoszenie.
– ARP i Cenzin zapraszają do rokowań w sprawie zakupu praw poboru do akcji stoczni – czytamy w opublikowanym przed tygodniem ogłoszeniu.

Zainteresowani mają więc tylko ten tydzień, który zresztą upływa w najbliższy piątek 28 września, na zgłoszenie się do doradcy prywatyzacyjnego, zapoznanie się z udostępnionym memorandum informacyjnym Stoczni Gdańsk i podjęcie decyzji. Potencjalny inwestor miał tylko 7 dni na podjęcie strategicznej decyzji o ewentualnej inwestycji. To jest niemożliwe do wykonania dla podmiotu, który o prywatyzacji stoczni dowiedział się po raz pierwszy z tegoż ogłoszenia. Nietrudno zgadnąć, że na zaproszenie odpowie Donbas, który co raz bardziej się niecierpliwi, bo ARP obiecywała mu, że już 10 września zostanie inwestorem strategicznym.

ARP robi dobrą minę do złej gry i udaje, że inwestorów dla stoczni szuka na całym świecie, bo nie chce narazić się na zarzut faworyzowania jednego podmiotu, ale z drugiej strony jest podpisane z akcjonariuszami porozumienie, dające pierwszeństwo objęcia nowych akcji dotychczasowym akcjonariuszom, czyli Donbasowi.

Ministerstwo gospodarki jest niezadowolone z opóźnień, bo szybka prywatyzacja stoczni to jedyna strategia do rozmów z Komisją Europejską, a innych pomysłów odpowiedzialny za stocznie wiceminister Paweł Poncyljusz nie ma.

Resort skarbu na temat ogłoszenia o sprzedaży akcji stoczni oficjalnie milczy. Nieoficjalnie wczytuje się w Narodowy Program dla Przemysłu Stoczniowego w Polsce opracowany przez Polskie Konsorcjum Finansowe, który zakłada m.in. prywatyzację stoczni na giełdzie. Jednak wówczas Donbas musiałby za to zapłacić dużo więcej. Nie takie były ustalenia z ARP.

Piotr Sieńko, Polskapresse