Goniec Polski – Scotland Yard puszcza wolno polskich przestępców

Mieć w ręku groźnych polskich gangsterów, poszukiwanych Europejskim Nakazem Aresztowania i puścić ich wolno? Tak pracować potrafią chyba tylko angielscy stróże prawa.

W minionym miesiącu zaledwie w samym Londynie i na jego obrzeżach funkcjonariusze Scotland Yardu, Metropolitan Police i London Transport Police kilkakrotnie zatrzymywali do kontroli polskich obywateli. Każdy z nich, jak udało się nam ustalić, jest poszukiwany Europejskim Nakazem Aresztowania (ENA) za najpoważniejsze przestępstwa dokonane w Polsce, m.in. udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Każdy z nich po sprawdzeniu w brytyjskich systemach informatycznych został… puszczony wolno.

– Byli przekonani, że ich życie na wolności skończyło się, a tym czasem los, a raczej brytyjscy policjanci, dał im drugą szansę – mówi jeden z polskich oficerów Centralnego Biura Śledczego, znających sprawę. – Moglibyśmy mieć już ich dawno u siebie w kraju, ale dzięki kolegom z Anglii nie mamy i póki co, mieć nie będziemy. Na szczęście ludzie ci mieszkają teraz i grasują na ich terenie. To będzie dalej ich problem – złości się funkcjonariusz.

Konsternacja zapadła też wśród mieszkających na Wyspach Polaków, którzy umknęli do Wielkiej Brytanii przed polskim wymiarem sprawiedliwości. Unikali dotąd policji, bojąc się „wpadki” i deportacji do kraju. Załatwiali sobie fałszywe dokumenty, numery ubezpieczeniowe, prawa jazdy. Teraz okazało się, że być może było to zupełnie niepotrzebnie.
– Jeden z naszych wpadł w Londynie, gdy wracał z pracy do domu (prowadzi legalną firmę, mimo że od 3 lat jest poszukiwany ENA! – przyp. red.) – opowiada polski przestępca ukrywający się w Anglii. – Kontrola tak bardzo go zaskoczyła, że w stresie podał policjantom autentyczne dane i pokazał polskie, prawdziwe prawo jazdy. Był pewny, że jak tylko wrzucą je na komputer, wyskoczy informacja, że jest „szukany” i wyląduje za kratkami. Puścili go wolno – śmieje się mężczyzna. – Już lubimy angielskich policjantów – dodaje.
Podobna sytuacja przytrafiła się ostatnio innemu polskiemu przestępcy, znanemu w Warszawie gangsterowi ze słynnej grupy Mariusza D., pseudonim „Przeszczep”. Po sprawdzeniu dokumentów został puszczony. Gdy o fakcie jego „zatrzymania” dowiedziała się warszawska policja, stróże prawa łapali się za głowy.
– Jak to możliwe, że nie został aresztowany – dziwi się oficer Komendy Stołecznej.
Nie mniej zdziwiony był podobno sam zainteresowany, którego w kraju czeka długa „odsiadka”.

Czeski film
O to, dlaczego brytyjscy policjanci wypuszczają polskich poszukiwanych, zapytaliśmy funkcjonariuszy Scotland Yardu z jednostki ekstradycyjnej. Nie potrafiono nam wyjaśnić. Prawdopodobnie podczas ręcznego wpisywania nazwisk ściganych ENA do komputerowej bazy danych, Anglicy pomylili się lub błędy te popełnili kontrolujący Polaków stróże prawa, np. przeliterowując operatorowi ich nazwiska. Początkowo wydawało się, że problemem mogą być litery typowo polskie (czyli znaki diakrytyczne -np. „ą”, „ę”, „ń”, „ś”, „ć”), których Brytyjczycy nie potrafiliby odczytywać, a które mogłyby być wpisywane w ENA i do systemu. Nasze wątpliwości rozwiała jednak Komenda Głowna Policji. – Brytyjczycy wymagają od strony polskiej nadesłania polskiej wersji ENA wraz z tłumaczeniem na język angielski – wyjaśnia nadkomisarz Zbigniew Urbański. – Motywują to potrzebą „certyfikowania” nakazu. System informatyczny Interpolu nie zezwala na transmisję znaków spoza standardowego zestawu alfabetu łacińskiego, co powoduje, że na etapie tworzenia wiadomości w polskim biurze wszelkie znaki diakrytyczne są zamieniane na odpowiadające im litery alfabetu łacińskiego. W rezultacie policja brytyjska nie otrzymuje wiadomości zawierających polskie znaki diakrytyczne. Błędów więc takich po stronie polskiej nie ma i być nie może.

Angielska flegma
W związku z tym, że Anglicy mają olbrzymie problemy z zatrzymywaniem polskich przestępców, którzy sami wpadają im w ręce, o schwytaniu pozostałych, co sprytniejszych, możemy chyba zapomnieć. Tezę tą potwierdza chociażby sprawa poszukiwań Rafała Łuczyńskiego pseudonim „Adidas”, najsłynniejszego polskiego zbiega w Wielkiej Brytanii. Mowa o warszawskim gangsterze, członku grupy Rympałka, który jesienią ubiegłego roku uciekł konwojującym go policjantom z Nowej Zelandii z lotniska Heathrow, gdzie czekał na przesiadkę w trakcie deportacji do Polski. Od polskich policjantów Scotland Yard już zimą otrzymał informację, że bandyta ukrywa się w Szkocji. W marcu redakcja „Gońca Polskiego” przy okazji publikacji na ten temat przesłała londyńskim stróżom prawa zdjęcie poszukiwanego, jedyne istniejące. Otrzymał je m.in. rzecznik Scotland Yardu Bob Cox. Do dziś nie trafiło ono, jak się okazuje, do policjantów zajmujących się poszukiwaniami „Adidasa”. Dopiero za pośrednictwem polskiego oficera łącznikowego, przekazaliśmy im ponownie fotografię… dwa tygodnie temu.

Liczby rosną
Tymczasem polska przestępczość w Wielkiej Brytanii rośnie w zastraszającym tempie. Co piąty obcokrajowiec schwytany na Wyspach podczas jazdy na podwójnym gazie to Polak. W ubiegłym roku z Wysp deportowano tylko kilkunastu polskich przestępców, ukrywających się i schwytanych w Anglii. W tym roku było już ich ok. 150 – wzrost o kilkaset procent!
– Średnio dwa razy w tygodniu mamy transport deportacyjny – przyznają pracownicy konsulatu. – Latamy do Londynu regularnie – potwierdzają policjanci z wydziału konwojującego deportowanych poszukiwanych.
Pełne ręce roboty mają także polscy policjanci pracujący przy Scotland Yardzie i polscy tłumacze świadczący usługi brytyjskiej policji. O tym, że na Wyspach pojawił się nowy problem, czyli polska przestępczość, wiedzą już chyba wszyscy poza brytyjską policją, która dalej żyje w świecie Jamesa Bonda, Sherlocka Holmesa lub może co gorsza Phileasa Fogga. Jeśli jednak wiedzą i bagatelizują, licząc na to, że Polacy będą się dusić wyłącznie we własnym sosie i nie wpłynie to na poziom bezpieczeństwa Anglików, to gratulujemy i życzymy im powodzenia.

Piotr Sieńko

Goniec Polski nr. 189 sierpień 07