Goniec Polski – Brytyjczykom już dziękujemy!

Anglicy chcą uczyć Polaków przyjeżdżających na Wyspy dobrych manier. Odwiedzając Polskę sami jednak kulturę osobistą zostawiają w domu, licząc na to, że blask funtów, którymi szastają nad Wisłą, przyćmi ich nieodpowiednie zachowanie, agresję i wulgarność.

Brytyjczyk to bogaty klient, a bogaty klient, to dobry klient – tak jeszcze dwa lata temu o turystach znad Tamizy myśleli polscy hotelarze, restauratorzy i pośrednicy biur turystycznych. Gruby portfel to wysokie rachunki, dobre napiwki, zysk i prosperity. Tak oczami wyobraźni witali Anglików w Krakowie, Warszawie i innych dużych miastach Polacy. Czar prysł jednak bardzo szybko, a zamiast krociowych zysków, wszędzie tam, gdzie zawitali Anglicy, pojawiły się latające krzesła, zbite szklanki i kufle, awantury, przepychanki i bijatyki. Dziś na ekscesy pijanych brytyjskich turystów skarżą się właściciele pubów i tanich hoteli, taksówkarze oraz mieszkańcy wielu miast.

Brytyjczycy uczą Polaków kultury

Tymczasem jak ujawnił ostatnio „Daily Mail” brytyjscy urzędnicy przygotowali kontrowersyjny dokument, który mówi o tym jak imigranci przybywający na Wyspy powinni się zachowywać, by poziom ich kultury odpowiadał kanonom reprezentowanym przez Anglików. Pomysłodawczynią tych instrukcji jest Ruth Kelly, szefowa komisji ds. integracji i spójności społecznej. Minister Kelly postanowiła wychowywać imigrantów w Anglii, a w rozmowie z „Daily Mail” stwierdziła, że wszystko to z troski o to, by przyjeżdżający do Wielkiej Brytanii obywatele innych krajów „swoim stylem bycia nie odstawali od reszty społeczeństwa”. Polskie media jednoznacznie odebrały brytyjski pomysł, jako pouczający Polaków, którzy są największą grupą imigrantów na Wyspach. Zestaw dobrych manier, który przygotowali urzędnicy brytyjskiego rządu ma pokazać Polakom jak mają się zachowywać.

– Pamiętaj, ulica jest po to, aby po niej chodzić. Plucie i wyrzucanie śmieci jest kategorycznie zabronione, świadczy o braku kultury i złym wychowaniu. Nie wpychaj się nigdzie bez kolejki. Nie tylko ty się spieszysz. Inni ludzie też mają mało czasu i wiele rzeczy do załatwienia. Gdy poznajesz nową osobę, zawsze zamień z nią kilka słów i uściśnij jej dłoń. W ten sposób wywrzesz na rozmówcy dobre wrażenie i pokażesz, że jesteś przyjaźnie nastawiony. Traktuj ludzi tak, jak sam chciałbyś być przez nich traktowany. Jeśli więc kogoś przypadkiem potrącisz lub niechcący nadepniesz mu na stopę, nie udawaj, że nic się nie stało. W takich sytuacjach wskazane są przeprosiny. Pamiętaj, na angielskiej ulicy czarnoskóry czy Azjata to codzienny widok. Gapienie się na tych, którzy kolorem skóry lub ubiorem różnią się od tego, do czego przywykliśmy, postrzegane jest jako nieuprzejme – poucza broszura.

Zawiera ona opis zwyczajów panujących na Wyspach – to jednak tylko kilka przykładów, które znaleźć można w dokumencie przygotowanym przez resort Kelly.

Co prawda w dokumencie nie stwierdzono jednoznacznie, że instrukcja przygotowana jest „pod Polaków” (zgodnie z brytyjskim prawem było by to już wtedy przestępstwo – dyskryminacja na tle narodowościowym), jednak wydźwięk pokazuje wyraźnie, że chodzi o gości znad Wisły.

– Może dla niektórych nasze uwagi brzmią obraźliwie, ale niedostosowanie się do zwyczajów panujących w naszym kraju rodzi konflikty – tłumaczył gazecie rzecznik komisji ds. integracji i spójności społecznej. Publikacja dokumentu wywołała jednak wśród imigrantów prawdziwą burzę.

Kelly generalnie jest bardzo przeciwna napływowi imigrantów na Wyspy. To właśnie ona była największym przeciwnikiem stawiania w Anglii znaków drogowych z polskimi napisami. Po jej interwencji znikły one z brytyjskich dróg.

– Nie wyobrażam sobie, by publiczne pieniądze wydawać na coś takiego – mówiła Kelly.

Uwaga, Angol w klubie

Być może w pomyśle brytyjskiej minister nie byłoby nic szokującego, gdyby nie druga strona medalu, już ta typowo angielska, czyli kultura osobista Brytyjczyków odwiedzających np. Polskę. Większość brytyjskich, zatęchłych i dusznych pubów kończy bowiem pracę około północy. Dobrej kawy w Londynie nie sposób napić się po 19. Prawie wszystkie kluby i dyskoteki kończą zaś imprezy najpóźniej o 3.30 nad ranem. Nic więc dziwnego, że przyjeżdżający do Polski Anglicy, zachowują się nad Wisłą jak dzieci pozostawione bez opieki w sklepie z zabawkami, albo, co gorsza, jak neandertalczycy jakimś cudem teleportowani co najmniej do czasów starożytnego Rzymu.

Klimatyczne lokale czynne do ostatniego klienta, dyskoteki pełne pięknych Polek, grające najlepszą w Europie muzykę do białego rana, a przy tym tani alkohol i wyśmienita kuchnia w otoczeniu starej architektury Krakowa lub Gdańska – Brytyjczycy są zachwyceni taką ofertą i chwalą Polskę, odkrywając coraz to nowe jej uroki. Kiedy pierwszy raz leciałem na weekend do Polski byłem bardzo sceptyczny – mówi Collin Reaves z Peterborough. – Zawsze mi się wydawało, że to biedne pokomunistyczne państwo, gdzie biegają białe niedźwiedzie, a prócz wódki nie można się niczego innego napić. To był szok, gdy znajomi zabrali mnie do Krakowa. Od tamtej pory byłem już w Gdańsku, Warszawie, w Tatrach i Wrocławiu. Niedługo znowu tam lecę.

– W UK nie ma takich fajnych imprez jak w Polsce. A te dziewczyny – zachwyca się Cris Shaw z Edynburga w Szkocji, właściciel niewielkiego pubu. – Polki są piękne – dodaje.

Większość Brytyjczyków nie potrafi jednak docenić tego, co oferuje im Polska. Wypady nad Wisłę traktują jako okazję by nie tylko się wyszaleć, ale wręcz wyżyć. Dlatego od pewnego czasu krewkie usposobienie Anglików zaczyna przeszkadzać Polakom w kraju. Najbardziej odczuwa to Kraków, gdzie bawiący się Brytyjczycy masowo wręcz wszczynają awantury, burdy i bójki. Demolują lokale i straszą innych klientów.

Statystyki na korzyść Anglików

Jak informował niedawno „Dziennik Polski” Anglicy rozrabiają masowo, ale za swoje występki raczej nie ponoszą konsekwencji prawnych. Wśród 34 cudzoziemców, których dane w ciągu czterech pierwszych miesięcy tego roku trafiły do kartotek policji, było zaledwie dwóch mieszkańców Wysp. Wszystko dlatego, że Brytyjczycy często regulują rachunki za dokonane zniszczenia, zanim na miejscu wszczętej przez nich burdy pojawia się policja. Właściciele lokali wycofują skargi, a stresy związane z wizytami agresywnych klientów znad Tamizy wpisują w koszty uprawianego zawodu. Małopolska policja przyznaje, że za wykroczenia i drobne przestępstwa zatrzymała w ostatnim czasie także Francuzów, Szwedów, a nawet Meksykanina. Wśród nich było tylko siedmiu Brytyjczyków i dwóch Irlandczyków. Odpowiadali m.in. za udział w bójkach, rozbój i posiadanie narkotyków. Karano ich za to grzywnami lub wyrokami pozbawienia wolności, ale w zawieszeniu. Policyjnych interwencji związanych z niesfornymi Anglikami jest jednak znacznie więcej, niż wykazują statystyki, co przyznają sami stróże prawa.

– Kilka dni temu dostaliśmy zgłoszenie od właściciela jednego z hosteli, w którym czterech gości z Irlandii zdewastowało pokoje. Spustoszenia zostały odkryte już po opuszczeniu przez nich hostelu, a straty oszacowane na 5 tys. zł. Zatrzymaliśmy podejrzanych już na lotnisku i doprowadziliśmy ich do sądu w trybie przyśpieszonym – mówi kom. Sylwia Bober-Jasnoch z zespołu małopolskiej policji. – Sąd zobowiązał Irlandczyków do zrekompensowania strat właścicielowi hostelu i ukarał ich grzywną. Zapłacili i wyjechali, chociaż z dwudniowym opóźnieniem.

Tych Panów nie obsługujemy

Tymczasem, jak wynika z danych Urzędu Statystycznego w Krakowie, Małopolskę odwiedziło w ubiegłym roku ponad 140 tys. turystów z Wielkiej Brytanii. Weekendowi turyści są zmorą w dyskotekach. Zdarzają się awantury z powodu zazdrości o nowo poznane Polki, bardzo często obrażane są kelnerki. Z tego powodu niektóre kluby zrezygnowały z organizowania wieczorów kawalerskich, popularnych wśród Anglików. Inne zaś wzmocniły ochronę lub nawet odmawiają Brytyjczykom obsługi.

– W naszej restauracji Brytyjczycy mogą zjeść obiad lub kolację, ale w pubie nie obsługujemy Anglików od pewnego czasu – mówi Dominik de Mehlem, menedżer znanego krakowskiego lokalu Pod Złotą Pipą. – Polskie piwo jest mocniejsze od brytyjskiego i szybciej uderza do głowy tego typu gościom. Do tego do Polski przyjeżdżają coraz częściej przedstawiciele brytyjskich nizin społecznych, których poziom kultury jest diametralnie różny od tego, jaki kiedyś reprezentowali odwiedzający Kraków Anglicy. Upiją się, są głośni, wulgarni i stwarzają kłopoty w lokalu. Po części związane jest to z różnicą kulturową, jaka dzieli Polaków i Anglików. W brytyjskich lokalach można przeklinać, pić na umór, rzucać papierosy na podłogę. U nas to kategorycznie zabronione.

– Z reguły nie mamy problemów z gośćmi z Anglii, ale każde ich pojawienie się w naszym klubie powoduje wzmożoną uwagę pracowników ochrony. Kilka razy zmuszeni już byliśmy wyprosić klientów znad Tamizy właśnie z powodu niestosownego ich zachowania – mówi Monika Gajewska z warszawskiego klubu Extravaganza. – Wiemy, że mogą sprawiać kłopoty i jesteśmy na to przygotowani, choć oczywiście nie jest to reguła. Bardzo często poziom kultury takich klientów nie różni się niczym od naszych stałych gości z Polski lub innych nacji odwiedzających Extravaganzę.

Piotr Sieńko

Goniec Polski nr. 181 czer 07