Goniec Polski – Polka skarży Wielką Brytanię do Strassburga

Potrącona przez miejski autobus Polka zaskarży brytyjski wymiar sprawiedliwości oraz popularnego londyńskiego przewoźnika, firmę Arriva Bus, do Trybunału Praw Człowieka w Strassburgu.

Elżbieta Maranowska przyjechała do Londynu z Warszawy 4 lata temu. W lipcu 2003 roku jechała z piekarni, w której pracowała, do domu swego szefa, gdzie dorabiała sprzątaniem. Była sobota 26 lipca. Kilka dni wcześniej do Wielkiej Brytanii przyleciała jej córka Iwona, studentka resocjalizacji. Elżbieta Maranowska wiedziała, że jak tylko skończy pracę będzie mogła spotkać się ze swą pociechą. Przy High Road na Seven Sisters kobieta musiała złapać drugi autobus. Była 14.45, gdy przechodziła przez przejście dla pieszych.
– Paliło się zielone światło. Weszłam na pasy. Minęłam dwa rzędy samochodów i weszłam na pas dla autobusów. Nagle usłyszałam klakson i pisk opon – relacjonuje kobieta.
Piętrowy autobus firmy Arriva Bus, jednego z największych londyńskich operatorów, niespodziewanie wjechał na przejście dla pieszych.
– W tym miejscu jest ograniczenie prędkości do 20 mil na godzinę, ale wyglądało na to, że autobus jechał o wiele szybciej – zeznał później Isaac Nyarko, świadek wypadku.
Elżbieta Maranowska została staranowana przez ogromny pojazd. Siła uderzenia była tak duża, że drobna kobieta ciężarem swego ciała wybiła przednią szybę „piętrusa”. Autobus „odbił” pieszą na dobrych kilka metrów.
– Upadłam oszołomiona, ale widziałam, że on cały czas na mnie jedzie – wspomina Elżbieta Maranowska. – Zatrzymał się dopiero na mojej nodze. Przygniótł ją.
– Kobieta krzyczała po polsku. Dopiero chwilę później kierowca cofnął, uwalniając ją spod kół autobusu – mówił podczas jednej z sądowych rozpraw Isaac Nyarko.

11 operacji i amputacja 
Elżbieta Maranowska trafiła do szpitala. Miała poważne obrażenia głowy i zmiażdżoną całą prawą nogę poniżej kolana. Spędziła tam pół roku. W sumie od tamtej pory przeszła 11 operacji, w tym przeszczepy kości, mięśni i skóry. Przez długi czas nie była w stanie funkcjonować bez uśmierzającej ból morfiny. Porusza się o kulach. Jest objęta programem pomocy społecznej.
– Stosowano już na mnie wszystkie, nawet najnowsze, ortopedyczne techniki. Noga jednak nigdy już nie wróci do zdrowia. Dlatego ostatnio lekarze sugerują, abym poddała się zabiegowi amputacji. Podobno o wiele łatwiej może mi się żyć z protezą – wyjaśnia kobieta. – Może będę mogła nawet pracować.
Niepełnosprawna dziś Polka postanowiła wystąpić na drogę sądową przeciwko firmie, której autobus potrącił ją na Seven Sisters.
– Przechodziłam na zielonym świetle. Ten autobus nie miał więc prawa wjechać na przejście – mówi Elżbieta Maranowska. – Tego jestem pewna w 100 procentach.
Kobieta wynajęła prawnika i złożyła pozew o odszkodowanie przeciwko Arriva Bus. Zażądała 600 tysięcy funtów.
– Wiedziałam, że pewnie już nigdy nie będę mogła normalnie funkcjonować. Te pieniądze miały być na inwestycję, na jakiś mały interes, dzięki któremu mogłabym spokojnie dalej żyć – tłumaczy.
Jednak brytyjski sąd każdej instancji odrzucał jej roszczenie, stwierdzając, że przechodząc prze ulicę powinna była spojrzeć w lewo bez względu na to, jakie światło pokazywała sygnalizacja drogowa.
Rok po wypadku, gdy na przejściu, gdzie ranna została Elżbieta Maranowska, doszło do kolejnego potrącenia, skrzyżowanie przebudowano. Teraz nie można wejść z pasów przecinających jezdnię dla zwykłych samochodów, wprost na pas ruchu autobusowego. Oddzielają je zbudowane tu barierki.

Zmienić zeznania świadków 
W międzyczasie okazało się też, że kamery monitoringu nie zarejestrowały momentu potrącenia kobiety, zaś pracownicy Arriva Bus próbowali nakłonić świadków zeznających w sprawie Elżbiety Maranowskiej do świadczenia na jej niekorzyść.
Isaac Nyarko, który w dniu wypadku pracował w pobliskim salonie fryzjerskim zeznawał później przed Sądem Okręgowym, jak nachodzili go przedstawiciele przewoźnika:
– Mówili, że kobieta, która wpadła pod autobus rzuciła się pod jego koła specjalnie, gdyż chciała popełnić samobójstwo – mówił Nyarko. – Gdy powiedziałem, że to nie mogła być prawda, bo autobus jechał tak szybko, że nie była go w stanie zauważyć odpowiednio wcześniej, przechodząc przez pasy, stwierdzili: „narobisz kierowcy tego autobusu duże kłopoty”. Nie mogłem uwierzyć, że chcą sprawę tego wypadku zamieść pod dywan – dodaje.
– Jak mogłam próbować popełnić samobójstwo – denerwuje się poszkodowana. – Kilka dni wcześniej przyjechała do mnie córka, której dawno nie widziałam. Byłam szczęśliwa, że jest wreszcie ze mną. Czy ktoś w takiej sytuacji próbowałby odebrać sobie życie? – pyta kobieta.

Odrzucona apelacja 
14 maja po raz kolejny sprawa Maranowska kontra Arriva Bus trafiła na wokandę, tym razem Sądu Najwyższego. Tu doszło do kolejnych niespodzianek. Kobiety nie powiadomiono o tym gdzie, kiedy i o której odbędzie się rozprawa. Termin posiedzenia sądu Maranowska ustaliła sama. Zaś o tym, że już się ono zaczęło, w pierwszym z trzech dni rozprawy, poinformowano ją telefonicznie już w jej trakcie. Niepełnosprawna kobieta z godzinnym opóźnieniem dotarła do sądu. Pełnomocnicy Arriva Bus byli już oczywiście na miejscu. Tu znowu pojawił się kolejny kłopot – mimo złożonego wcześniej wniosku o tłumacza języka angielskiego, który zagwarantowałby dostateczny kontakt Polki z prawnikami, pomocy takiego specjalisty sąd nie zapewnił.
– Dopiero po kolejnej interwencji, tłumacz pojawił się na sali z dużym opóźnieniem – relacjonuje Maranowska.
Na nic zdała się jednak jego obecność. Sędzia Richard Seymour był nieugięty i odrzucił jej apelację bez prawa do odwołania.
– W związku z ewidentnym błędem poszkodowanej, która weszła przed czoło autobusu, nie spoglądając wcześniej czy droga jest wolna, apelacja nie miałaby powodzenia sądowego rozstrzygnięcia dalszych rozpraw na korzyść pani Maranowskiej – uzasadniał sędzia Seymour.
O komentarz do sprawy poprosiliśmy mecenasa Richarda Mainwaringa z kancelarii Levenes w Woog Green. Jeszcze przed kilkoma miesiącami zajmował się on roszczeniem Elżbiety Maranowskiej. Odmówił, zasłaniając się tajemnicą służbową. Nie chciał też skomentować tego, że jego firma, podobnie jak brytyjski wymiar sprawiedliwości oraz Arriva Buss zostaną pozwane przed Trybunał Strassburski.
– Uważam, że złamano moje prawa: nie dopełniono obowiązków podczas postępowania wyjaśniającego mój wypadek, nie informowano mnie o planowanych rozprawach sądowych, nie zapewniono tłumacza, a prawnik odwlekał złożenie pozwu o ponad 2 lata, nie informując mnie, mimo moich wielu próśb, o efektach swej pracy – tłumaczy kobieta. – W tej sytuacji pozostaje mi tylko szukać sprawiedliwości w Strassburgu.
Arriva Bus nie chciała skomentować dla nas całej sprawy. Obiecano nam odpowiedź na nasze pytania, jednak nie doczekaliśmy się na nią przed terminem publikacji tego artykułu.

Piotr Sieńko

Goniec Polski nr. 179 czer 07