Goniec Polski – Anglia przystankiem dla Polaków w drodze do Zatoki Perskiej

Dla wielu Polaków Anglia staje się ostatnio wyłącznie krótkim przystankiem przed wyjazdem do Emiratów Arabskich.

Dubaj – jeden z siedmiu emiratów położony na wschodnim wybrzeżu Półwyspu Arabskiego. Drugi pod względem liczby ludności po Abu Dhabi. Prawdziwa potęga ekonomiczna w rejonie Zatoki Perskiej, a przy tym doskonale zorganizowane i nowoczesne państwo – strefa wolnocłowa. Od kilku lat ten malutki kraj, utrzymujący się z wydobycia ropy, gazu i turystyki, jest oczkiem w głowie brytyjskich inwestorów. Ci zaś coraz częściej zabierają tam wraz ze swymi rodzinami, biznesem i pieniędzmi… Polaków, lojalnych i sprawdzonych pracowników.

Uciekają z Wysp do perskiego raju 
Marta ma 29 lat i od półtora roku mieszka w Dubaju. Przyjechała tu z Londynu, gdzie pracowała dla jednego z brytyjskich deweloperów. Dziś jest menedżerem w arabskim oddziale tej firmy.
– Nie zastanawiałam się, gdy zaproponowano mi wyjazd. Piękna pogoda, koszty życia o wiele mniejsze niż w drogim i zatęchłym Londynie. Argumentów przemawiających za wyjazdem było wiele – opowiada.
Anglicy, którzy coraz więcej pieniędzy inwestują w Zatoce Perskiej, coraz chętniej też uciekają z dusznego Londynu, Manchesteru czy Birmingham i przenoszą swe firmy w bezpośrednie sąsiedztwo rajskich plaż Dubaju. Zabierają ze sobą swych pracowników: manedżerów, księgowych, sekretarki, a nawet kucharzy, opiekunki do dzieci, gosposie czy ogrodników.
Marta wyjechała do Zatoki Perskiej razem z mężem. 33-letni Wojtek, były wojskowy z jednostki w Lublińcu, pracuje dziś w zespole ochrony osobistej jednego z brytyjskich biznesmenów, prowadzących swe interesy właśnie w Zatoce Perskiej.
– Praca nie jest trudna, choć wymaga dużo uwagi i ciągłego dokształcania. Dla mnie, byłego żołnierza, nie stanowi żadnego problemu. Zapewnia bardzo wysokie zarobki i możliwości rozwoju, także językowego – przyznaje Wojtek. – Jeszcze w Anglii podszkoliłem angielski, teraz uczę się francuskiego i próbuję swych sił z arabskim.

Myślenie a nie siła 
Lotnisko Gatwick. Wczesne popołudnie przed dwoma tygodniami. Przed halę przylotów podjeżdża kolumna trzech samochodów. Siedmiu mężczyzn i dwie kobiety ruszają w kierunku bramek wyjściowych z odprawy paszportowej. Przy autach zostają kierowcy i reszta ochrony. Po chwili cała grupa ubrana w ciemne garnitury wraca do aut gotowych do drogi. W środku idzie młoda kobieta – córka dyrektora jednego z amerykańskich banków. Przyleciała na krótko do Anglii… w odwiedziny do najbliższej rodziny. W drodze wyjątku, szef jej prywatnej ochrony i ona sama zgodzili się tym razem zaufać polskiej grupie przyszłych oficerów ochrony osobistej, odbywających w tym czasie szkolenie w ośrodku SAS pod Woking.
– Jej obecność ma pomóc przyszłym ochroniarzom poznać realia pracy z VIP-em – wyjaśnia Frank Cox, były podpułkownik elitarnych jednostek specjalnych brytyjskiej armii SAS, koordynator kursu organizowanego przez Symbiont Security Services. – O wiele lepiej uczyć się w warunkach realnych, czyli z prawdziwym VIP-em. Przygotowywany przez nas zespół ma nie tylko odebrać z lotniska i przetransportować chronioną osobę w wyznaczone miejsce, ale też zaplanować, przygotować i sprawdzić całą trasę przejazdu. To skomplikowane zadanie, tak technicznie, jak i logistycznie, które ci ludzie będą w przyszłości musieli wykonywać wielokrotnie.
Brighton. Dwa dni później. Jeden z nocnych klubów tego popularnego angielskiego portowego miasta nad kanałem La Manche. Grupa ochroniarzy wchodzi do lokalu. Ich pracodawca ma ochotę zabawić wieczorem. To szczególnie ważny element zajęć – miejsce publiczne, słabo oświetlone, gdzie ewentualnemu zamachowcy łatwo jest zbliżyć się do chronionej osoby.
Michał Krupski pochodzi z Gdańska. Od kilku lat pracuje i mieszka w Reading. Właśnie skończył kurs ochrony osobistej.
– Zawsze marzyłem, by wykonywać podobną pracę. W Polsce skończyłem nauki polityczne i chciałem wstąpić do BOR-u, ale tam bez układów nie można nawet spokojnie pracować, nie mówiąc o zrobieniu kariery. Ochrona osobista to świetne wyjście w tej sytuacji – mówi. – Na początek chcę pracować w Anglii, potem mam nadzieję, że uda mi się wyjechać gdzieś dalej, do Dubaju, może do Kolumbii.

Z wycieczką do Londynu 
Ci, którzy wyjeżdżają do emiratów z Londynu, wracają tu bardzo często. Powodów jest kilka: brytyjski biznes jest ściśle powiązany z Zatoką Perską, a to sprawia, że wolnych miejsc w samolotach do i z Dubaju z reguły brak. Brytyjczycy, którzy wyjeżdżają ze swojego kraju, lubią tu wracać choćby do rodziny. Zaś ich arabscy kontrahenci i partnerzy biznesowi upodobali sobie Wielką Brytanię latem, gdy upał w Afryce jest nie do wytrzymania, przyjeżdżają i tu spędzają wakacje, wydając setki tysięcy w nocnych klubach, sklepach, restauracjach etc. Razem z nimi oczywiście przylatują nierozłączni – sekretarze, asystentki i ochroniarze.
Marek Wielgus jest jednym z asystentów arabskiego biznesmena. Wychował się w Kuwejcie, więc doskonale włada arabskim. W Londynie jest średnio 5 miesięcy w roku, właśnie wtedy, gdy jego szef przylatuje spędzić tu lato.
– On się bawi i odpoczywa od upałów w Zatoce, a ja pilnuję interesów – śmieje się Polak. – Ostatnio nawet wynajęliśmy w Londynie stałą ochronę dla prezesa. Z czterech zatrudnionych osób jedna to Arab – tak życzył sobie szef, trzech to Polacy, których notowania jako fachowców znacznie wzrosły po wojnie w Iraku. Wcale niewykluczone, że jeżeli przypadną do gustu szefowi, to polecą z nami na stałe do Dubaju.
– Tego typu zawód staje się coraz bardziej popularny w Wielkiej Brytanii i nie jest to kwestia mody, lecz faktyczne zapotrzebowanie na rynku pracy, który szuka profesjonalnych agentów ochrony z brytyjskimi zezwoleniami na pracę – wyjaśnia Krzysztof Morawski z firmy Symbiont Security, menedżer jednej z kilku film organizujących w Wielkiej Brytanii tego typu kursy. – Praktycznie każdy kolejny kurs bukujemy z wyprzedzeniem kilkumiesięcznym, zainteresowanie jest duże. Chętnych kuszą nie tylko perspektywy wyjazdów do tak egzotycznych krajów, takich jak Dubaj, Arabia Saudyjska czy Kolumbia. Dużą rolę odgrywają tu również zarobki, a te są bardzo wysokie.
Stawki za pracę w samym Londynie to ok. 30-50 funtów za godzinę. Więcej można zarobić za granicą np. w Kolumbii. Do tego dochodzą jeszcze różnego rodzaju bonusy i premie, życie praktycznie na koszt pracodawcy (wyżywienie i zakwaterowanie). Nic więc dziwnego, że chętnych jest tak wielu.

Kobiety świetnie się sprawdzają 
Autostrada M25 na południe od Londynu, 5 rano dwa tygodnie temu. Kolumna samochodów pędzi w kierunku wybrzeża. Jeden po drugim auta zmieniają formacje, ucząc się utrzymywania równej prędkości w konwoju oraz praktykując zasady bezpiecznego transportu, auta ochrony zmieniają pas jedno po drugim. Samochody z przodu kolumny nie mogą zjechać na swój pas póki jadący za nimi pojazd z VIP-em „nie schowa się” na bezpieczny pas ruchu. Parę godzin później, na policyjnym torze treningowym, te same auta są wprowadzane w poślizg na mokrej nawierzchni i poddawane maksymalnym przeciążeniom podczas nauki najtrudniejszych manewrów. Kierowcy ćwiczą metody opanowywania samochodów w trudnych warunkach, m.in. wyprzedzanie po krętej leśnej drodze. Pędząca kolumna mija jadące samochody. Auta muszą trzymać tempo wyznaczone przez instruktora, znaki drogowe stają się drugorzędnymi szczegółami. Codzienne testy to już „normalka”, dzisiaj grają w podawanie paczki z auta do auta, na komendę dowódcy przez radio.
– Brzmi prosto, ale jest „piekielnie” trudne – gramy na krętej i ruchliwej leśnej drodze, podczas dnia, mamy limity czasu i prędkości – ograniczonej od dołu. Lepiej nie powiem, jakie jest minimum prędkości dopuszczone przez instruktorów podczas gry – mówi Michał Peszek, jeden z kursantów. – Żeby podać paczkę trzeba było czasem wychylić się podczas jazdy z auta do pasa. Koledzy musieli mnie trzymać za nogi! Wszystkie auta na nas trąbiły! Jutro zaliczamy sprawdzanie aut.. To chyba najtrudniejszy test, bo Ken Hargreaves (były sierżant SAS, instruktor kursów ochrony Symbiont Security – przyp. red.) jest mistrzem w zakładaniu i rozbrajaniu ładunków wybuchowych, więc będziemy musieli się nieźle napocić, żeby go zaliczyć.
O dziwo jednym z najlepiej spisujących się kierowców tego dnia jest kobieta.
– Kobiety, które chcą wykonywać taką pracę, wcale nie muszą być bardzo młode i wysportowane – tłumaczy Gwen Lambert, instruktor kursów ochrony osobistej. – Powinny mieć silny charakter i pewną odporność na stres, ale takie przecież są wszystkie panie – dodaje żartobliwie. – Muszą być sprawne, ale przede wszystkim spostrzegawcze, uważne, potrafiące analizować fakty i przewidzieć zagrożenia. Bardzo często na nasze kursy przychodzą także kobiety w sile wieku i wypadają nawet lepiej od części mężczyzn, tak jak teraz. Lepiej jeżdżą samochodem i mają w sobie więcej spokoju.

Agentki pilnie poszukiwane 
Myli się ten, kto myśli, że tego typu praca to wyłącznie zawód dla mężczyzn. Brytyjscy pracodawcy, korzystający z ochrony, chętnie widzą w ochraniających ich domy i rodziny właśnie przedstawicielki płci pięknej. Kobiety zajmują się dziećmi bogatych biznesmenów. Zabezpieczają ich dowóz do szkoły, przedszkola. Asystują żonom swych pracodawców w zakupach i innych typowo domowych zajęciach.
– Na rynku cały czas poszukiwane są kobiety z uprawnieniami do pracy tego typu. Brytyjskie zezwolenie na wykonywanie tego zajęcia jest szczególnie honorowane na całym świecie, tak w byłych brytyjskich koloniach, jak i nawet w USA – tłumaczy Ken Hargreaves. – Pół roku temu jedna z amerykańskich firm ogłosiła w Wielkiej Brytanii, że szuka 12 kobiet do pracy w ochronie osobistej. Amerykanie szukali bardzo długo. Znaleźli zaledwie 5 pań i to nie, dlatego, że nie było chętnych do pracy w tej firmie. Nie było osób szukających pracy w tym zawodzie, bo bezrobotnych w tym fachu nie ma.
Ilona Kanarek od kilku lat mieszka w Londynie. Prowadzi własną firmę. Ma ponad 80 stałych klientów i kilkunastu pracowników.
– Mam silny charakter i mocne nerwy. Chcę spróbować czegoś nowego. Zawsze lubiłam dużo wrażeń, dlatego teraz robię licencję – tłumaczy. – Sama jazda na motorze już mi nie wystarczy.
Razem z kilkoma innymi, posiadającymi już uprawnienia kolegami, Ilona planuje założyć firmę świadczącą usługi ochrony osobistej.
– Chcemy kupić kilka identycznych luksusowych samochodów, by klient miał do dyspozycji nie tylko profesjonalną ochronę, ale i środki transportu, gdy przyjedzie do Wielkiej Brytanii. Oczywiście zainwestujemy pieniądze w pełne profesjonalne wyposażenie – mówi kobieta.
Póki co, z tego, jaką pracę zamierza wykonywać, najbardziej cieszy się jej 8-letni synek. Dotąd był dumny, gdy pod szkołę przywoziła go na motorze. Teraz opowiada jeszcze kolegom, że jego mam będzie pracowała w ochronie VIP-ów.

Piotr Sieńko

Goniec Polski nr. 180 czer 07