Goniec Polski – Polskie dyskoteki w Londynie – jedne z najniebezpieczniejszych na Wyspach

Kamizelki kuloodporne, kewlarowe rękawiczki odporne na cięcie noża lub szkło zbitej butelki, buty z wbudowaną metalową zabezpieczającą wkładką a nawet całe wykonane z kewlaru – takie środki ostrożności stosowane są przez ochronę polskich dyskotek w Londynie. Nie ma nocy bez bijatyki, awantury i policyjnej interwencji.

Choć w samych nocnych klubach jest spokojnie, ochrona mocna i czujna a selekcja bardzo gruntowna, to jednak już okolice polskich dyskotek nie należą do bezpiecznych. Polacy bawiący się w polskich dyskotekach Londynu to w większości najgorsi i sprawiający najwięcej kłopotów goście w nocnych klubach tego miasta.
– Gorzej jest tylko na „czarnych” imprezach w Brixton i Pekham, gdzie rządzą miejscowe gangi, kontrolujące poszczególne kluby – mówi Wojtek, na co dzień prawnik, a od czterech lat po godzinach ochroniarz londyńskich klubów.

Awantura o polską ekstraklasę
Miniony weekend, noc z soboty na niedzielę w jednej z dyskotek w północnym Londynie. Dwóch Polaków pije na umór przy barze. Bawią się doskonale do czasu, gdy ich rozmowa nie schodzi na temat piłki nożnej. Nagle okazuje się, że jeden z nich kibicuje warszawskiej Legii. Drugi zaś zespołowi z rodzinnego Gdańska. Rozpoczyna się sprzeczka o ligowy prym obu klubów. Agresywni mężczyźni zostają wyproszeni z dyskoteki przez ochronę.
– Na ulicy zaczęła się między nimi bijatyka – opowiada jeden z ochroniarzy tej dyskoteki. – Jeden z mężczyzn uderzony celnie przez drugiego upadł na chodnik. Stracił przytomność, o krawężnik rozciął sobie głowę. Wezwaliśmy policję.
Po chwili na miejscu jest już ambulans pogotowia i pierwszy radiowóz. Tej nocy to trzecia interwencja stróżów prawa w rejonie tej dyskoteki. Dwa wcześniejsze wezwania również dotyczyły agresywnych Polaków, prowokujących lub wdających się w bójki po wyjściu z nocnych lokali.
– Nie ma nocy, żebyśmy nie wzywali policji. Tak to już jest na polskich dyskotekach. Nigdy nie ma spokoju – tłumaczy szef ochrony jednego z klubów.

Wywieziemy cię do lasu
Ta sama noc w południowej części miasta. Grupa podpitych gości zostaje wyproszona przez ochronę jednej z polskich dyskotek.
– Znam chłopaków z Mokotowa (jeden z największych warszawskich gangów – przyp. red.) Wywiozę cię do lasu – krzyczy wściekły mężczyzna do szefa ochrony klubu. – Zobaczysz. Wrócimy tu i rozwalimy tę budę – grozi.
Po chwili podpici mężczyźni już między sobą zaczynają się szarpać i okładać pięściami. Sytuacji nie poprawia nawoływanie ochrony, która uprzedza uczestników bijatyki o filmujących wszystko, wszechobecnych w tym rejonie kamerach CCTV. Na młodych Polakach nie robi to wrażenia.
– Nie cierpię pracować na polskich dyskotekach – mówi Krzysiek, od roku licencjonowany ochroniarz Security Industry Authority. – Te kluby mają najgorszą klientelę. Nie wiem, skąd ci ludzie przyjechali i co tu robią, ale wstyd mi za ich poziom i kulturę. Kiedy szefowie rozpisują grafik i trafia mi się polska dyskoteka, to jakbym dostał karę.

Bez kamizelki ani rusz
Firmy szkolące w Anglii pracowników ochrony oraz agencje pośredniczące w obsadzaniu konkretnych lokali przestrzegają swych klientów przed pracą w polskich lokalach.
– To najtrudniejsze miejsca do pracy dla ochrony w tym mieście – mówi Rafał, manager firmy Symbiont T&S z londyńskiego Leyton, organizującej szkolenia pracowników ochrony SIA. – W przeciwieństwie do większości przedsiębiorstw i punktów w Londynie, takich jak banki, sklepy i centra handlowe, które cały czas szukają licencjonowanych pracowników ochrony i gdzie praca jest lekka oraz spokojna, polskie nocne kluby są najcięższymi miejscami pracy. Swym kursantom i wszystkim chętnym do pracy w tych właśnie miejscach zalecamy noszenie ochronnych rękawiczek kewlarowych i kamizelek kulo- i nożoodpornych lub wręcz odradzamy pracę w polskich dyskotekach.
Sprzęt ten, podobnie jak coraz bardziej powszechnie używane specjalistyczne buty, to profilaktyka, która ma zabezpieczyć ochroniarzy przed atakiem nożem lub zbitą butelką (tzw. tulipanem). Profilaktyka, która okazuje się być niezbędna w pracy na polskich dyskotekach.
– Właśnie na polskiej dyskotece raniono mnie nożem w dłoń. Ostrze przeszło na wylot. Od tamtej pory zawsze pracuję w kewlarowych rękawiczkach. Kilka tygodni temu podobne obrażenia, od butelki, odniósł inny nasz kolega, który również pracuje na polskiej dyskotece (foto – red.) – opowiada Tomasz, pracujący w londyńskich klubach nocnych. – Leczy właśnie pociętą rękę.

Kluby też się starają
Nad temperamentem swych klientów próbują też zapanować właściciele dyskotek. Nie zawsze się to jednak udaje.
– Staramy się unikać tzw. „trudnej klienteli” w naszym klubie. Lecz mimo bardzo dobrej selekcji ze strony ochrony, nie da się zawsze tego uniknąć. Zdarzają się klienci, którzy idą na imprezę po to, aby się napić a później pozaczepiać innych gości dyskoteki – przyznaje Agnieszka Kosiorek, manager dyskoteki polskiej Club Q z Leyton. – Wśród Polaków jest wiele takich osób, które po zażyciu dużej dawki alkoholu zaczepiają i wdają się w bójki. Posuwają się do różnych czynów, przy czym łamią prawo, a ich poziom kultury jest bardzo niski. Zachowują się skandalicznie, przez co inne narodowości zmieniają zdanie o Polakach.
Jak przyznają właściciele dyskotek, z zaprowadzeniem porządku w lokalach i zapewnieniem bezpieczeństwa ich gościom nie ma większego problemu, ponieważ poziom wyszkolenia ochrony jest wysoki.
– Mieliśmy brytyjską ochronę, ale większość naszych klientów słabo mówi po angielsku, dlatego też ze względu na kłopoty w komunikacji zrezygnowaliśmy z niej. Polacy, posiadający uprawnienia do pracy w ochronie wybierają raczej inne miejsca i unikają polskich dyskotek, właśnie ze względu na trudną klientelę, z jaką przychodzi im się stykać podczas dyskotek – mówi Magda Harvey z Klubu Orła Białego na Balham. – Niemniej jednak polska ochrona jest nieodzowna podczas polskich imprez. Tylko ona jest w stanie zapewnić pełne bezpieczeństwo i komfort zabawy naszym gościom.
– Gorzej jednak jest na ulicy w pobliżu klubu, gdzie ochrona nie może już działać, a gdzie zdarzają się bójki ze strony wyproszonych wcześniej klientów oraz osób, które nie zostały wpuszczone na dyskotekę z różnych powodów – dodaje Agnieszka Kosiorek z Club Q.
W takiej sytuacji kluby ściśle współpracują z policją. A ta ma z niesfornymi Polakami pełne ręce roboty.
– Często korzystamy z pomocy policji, gdyż nie możemy zapanować nad tym, co dzieje się poza terenem dyskoteki – mówi Agnieszka Kosiorek. – Policja jest jak nasza ochrona, tyle że na zewnątrz klubu. Są zawsze w pobliżu, kiedy się kończy dyskoteka, aby zachować porządek na ulicach, gdy opuszcza klub spora liczba młodych ludzi.
Podobna sytuacja jest w każdej polskiej dyskotece w Londynie.

Nawyki z kraju
Pracownicy dyskotek i pilnująca na nich porządku ochrona są pewni – Polacy nie nauczyli się jeszcze kultury zabawy od Anglików i przyjeżdżając na Wyspy próbują przenieść do tutejszych lokali polskie realia.
– Wiele osób dziwi się jeszcze, że pytamy wchodzących do lokalu o dokumenty, wiek, przeszukujemy. Ludzie nie wiedzą lub zapominają, że nie są w Polsce, gdzie każdy może wyjść z każdym na zewnątrz na tzw. solo i tam dochodzić sprawiedliwości. Tu jest Anglia, tu jest inaczej, inna kultura, inne wychowanie i inne nawyki. Póki Polacy przychodzący na imprezy nie nauczą się tego, polskie dyskoteki nadal będą daleko w tyle za brytyjskimi – mówi Rafał z Symbiont Training & Assessment, pracujący też w jednej z renomowanych dyskotek na West End.
– Nie ma ich również kto tego nauczyć, management i właściciele polskich klubów w pogoni za funtem zaniedbali „jakość”, stawiając na ilość ludzi w klubach – tłumaczy Arek, ochroniarz z Soho, na co dzień student Greenwich Univesity.
Obserwując z zewnątrz polskiego ochroniarza pracującego w centrum Londynu i w polskiej dyskotece, można by powiedzieć, że to dwie różne osoby – jeden uśmiechnięty i przyjaźnie witający wszystkich gości, zbierający na koniec nocy wysokie napiwki – drugi ponury, z groźną miną, gotowy na najgorsze od początku do końca pracy, jak również w drodze do domu! Dlaczego tak jest? Gdzie podział się ten szeroki uśmiech z top-clubu, skoro to ten sam chłopak? Ano, jak można wymagać od zestresowanego mężczyzny uśmiechu i pogodnego podejścia do klienta, skoro pracuje on w miejscu zepsutym od podstaw? Jak można wymagać od ochroniarza uśmiechu, skoro kryteria selekcji są tu tak dalece bardziej liberalne niż w te klubach brytyjskich?
Według nieoficjalnych statystyk, w Londynie żyje ponad pół miliona Polaków. Czy w związku z tym polskie kluby obawiają się o niską liczbę klientów, jeśli zaczną ich selekcjonować? Choć nie ma powodów sądzić, że 100 procent naszych rodaków to żądni bójek, awantur i innych mocnych wrażeń degeneraci, dobrze jednak upewnić się, że za gości własnego lokalu nie będzie trzeba się wstydzić.

Piotr Sieńko

Goniec Polski nr. 165 marzec 07