Goniec Polski – Polska wojna taksówkowa w Londynie

Jeździsz nielegalnie. Upier… cię – takie sms-y co pewien czas otrzymują polscy taksówkarze w Londynie. Mała wojna legalnie działających operatorów mini cab z podbierającymi im klientów, jeżdżącymi na „czarno”, trwa.

Tylko trzy polskie firmy taksówkowe w Londynie mają prawo przyjmować kursy od klientów. Reszta pracuje nielegalnie i powinna być ścigana przez Public Carriage Office, brytyjski urząd wydający licencje taksówkarskie. Fly Mini Cabs, Easy Airport Transfer i FX-Airport Service Ltd z Kingston – to właśnie te trzy firmy posiadają w Londynie licencję operatora mini cab, czyli mogą przyjmować zgłoszenia pasażerów, chcących wynająć taksówkę na lotnisko. Pozostali przewoźnicy, nawet jeśli mają licencję taksówkarza, do przyjmowania takich zgłoszeń prawa nie mają. Nie mają i kursów zgodnie z prawem brać nie mogą, ale przyjmują i na tym właśnie polega cały problem.

Kto grozi polskim taksiarzom? 
– Zniszczymy cię, podamy na policję i do PCO – co kilka miesięcy jeżdżący nielegalnie taksówkarze otrzymują takie właśnie sms-y. Od kogo? Nie wiadomo – przychodzą z telefonów na kartę. Nielegalni podejrzewają, że rozsyła je któryś z licencjonowanych operatorów.
– Chcą abyśmy przestali jeździć, bo odbieramy im klientów. Konkurencja, wiadomo – wyjaśnia jeden z londyńskich taksówkarzy. – Próbują nas zastraszyć już któryś raz z kolei, ale nic im z tego nie wychodzi.
Wkrótce po sms-ach każdą z licencjonowanych korporacji zalewa fala zamówień na kursy, na które nie czeka żaden klient. To odwet nielegalnych na konkurencji. Ta wysyła w wyznaczone miejsca samochody. Kierowcy jadą pod wskazany w zamówieniu adres i wracają z niczym. Tracą czas, paliwo i nerwy. Potem role się odmieniają. Lipne kursy zamawiane są u nielegalnych ogłaszających się m.in. w polskiej prasie.

Nieuczciwi nielegalni 
Wrzesień ubiegłego roku. Jedna z Polek lecących do kraju zamówiła kurs. Trafiła na nielegalnie jeżdżącego mini caba. W drodze na lotnisko została wywieziona poza Londyn, okradziona i zostawiona w lesie. O sprawie jedną z korporacji powiadomiła jej znajoma. Taksówkarze zaczęli szukać kobiety. Jest cały czas w Polsce. Nie chce zeznawać. Boi się.
Styczeń tego roku. Janina Kulewska z Acton zamawia nocny kurs na lotnisko Stansted.
– Odbierałam siostrę z Bydgoszczy – opowiada kobieta. – Taksówkarz spóźnił się półtorej godziny. Mimo że było dobrze po północy, tłumaczył, że utknął w korkach. Niedorzeczne.
Miesiąc później kobieta znów zamawia kurs u tego samego taksówkarza. Jest piątek 7 rano. Razem z dwójką dzieci swojej przyjaciółki Janina Kulewska czeka na taksówkę w porcie lotniczym na Luton.
– Dzwoniłam do kierowcy: jadę już, już jestem za rogiem, zaraz będę – odpowiadał za każdym razem. Spóźnił się 45 minut – relacjonuje kobieta. – Kiedy już byliśmy w samochodzie, cały czas dzwonił jego telefon. W ten sam sposób mężczyzna tłumaczył się innym klientom.

Fatalna obsługa
Czara goryczy przelała się 25 lutego, gdy kobieta chciała odwieźć dzieci znajomych na lotnisko. Znów zamówiła kurs u tego samego kierowcy. Całą trójkę taksówkarz miał odebrać z Acton.
– Nie pojawił się w ogóle – mówi Janina Kulewska. – Nie zadzwonił, że ma kłopoty z dojazdem, że albo popsuł mu się samochód. Po prostu miał wyłączony telefon. Zamówiłam inną taksówkę.
– Jeśli cokolwiek na temat mojej firmy ukaże się w gazecie, zniszczę was w sądzie. Jestem przygotowany na to, żeby wyłożyć grubą kasę i zamknąć waszą gazetę. Moja firma spełnia wszystkie warunki wymagane prawem kraju, w którym żyjemy. Ci, co się skarżą to tacy ostatni, co tu przyjechali – mówi właściciel wspomnianej firmy.
Kilkadziesiąt minut po rozmowie telefonicznej kierowca pojawia się w redakcji Gońca Polskiego. Chce rozmawiać z redaktor naczelną. Gdy okazuje się, że ta jest zajęta, prosi o rozmowę z autorem artykułu. Podniesionym tonem poucza go, że „takich spraw nie załatwia się przez telefon, ale na osobistym spotkaniu” oraz że „nawet prokurator boi się zadać podejrzanemu takie pytania, jakie on usłyszał”. (dziennikarz Gońca poprosił kierowcę o ustosunkowanie się do zarzutów klientki – przyp. red.). Próbuje grozić. Całe zajście rejestruje system monitoringu redakcji oraz CCTV na Ealing Broadway.

Tylko korporacje mogą zbierać kursy 
Jak odróżnić legalnie jeżdżącego taksówkarza od tego, który pracuje na czarno?
Korporacje taksówkowe mini cab działają według określonych prawem zasad. Mogą przyjmować kursy przez komunikatory typu gadu-gadu, pocztą elektroniczną lub przez telefon, ale co ważne – tylko stacjonarny.
Wszystkie ogłoszenia, które zawierają tylko numery telefonów komórkowych, są zamieszczane przez działających nielegalnie szoferów. Co prawda, mogą oni posiadać licencje taksówkowe (część rzeczywiście nimi dysponuje – red.), ale uprawniają one wyłącznie do pracy dla korporacji, nie zaś do jazdy na własny rachunek.
Jak zapewniają właściciele korporacji, w przypadku ich firm mowy o niewykonanym kursie lub zwłoce czy też spóźnieniu bez uprzedzenia klienta mowy być nie może.
– Działamy profesjonalnie i o klientów dbamy. Jeżdżący na czarno wybierają sobie kursy, wystawiają klientów do wiatru i psują renomę polskim taksówkarzom. Dlatego uważamy, że taki proceder powinien zostać ukrócony. Nikt z nas jednak na pewno nie zastrasza nielegalnie pracujących mini cabów – zapewnia właściciel jednej z korporacji taksówkowych. – Mamy wyższe ceny, bo musimy legalnie odprowadzać podatki, płacić za licencje i ubezpieczenie. Ale za to jesteśmy niezawodni. Nie to, co jeżdżący na dziko.
Oficjalnie żaden z nich nie chce się jednak wypowiadać, zwłaszcza na temat niesnasek między szoferami, dotyczących walki o klienta i nieuczciwej konkurencji.
– Nie komentujemy sytuacji na polskim rynku – ucina krótko Krzysztof Matusiak z Fly Mini Cabs.

Wojna w internecie 
Taksówkarze o wiele bardziej wylewni są jednak na internetowych forach, gdzie wzajemnie komentują swe ogłoszenia i oczerniają jeden drugiego (zdjęcie).
– Nasi cudowni rodacy postanowili przenieść kawałek Polski, prawdopodobnie C, do Londynu. Wychowani w biedzie, dzielący cebulę na 4, troszkę się napchali w Londku i zaczynają dymić. Inaczej mówiąc, bronić swoich interesów w sposób najbardziej prymitywny – wysyłając groźby konkurencji, a wcześniej wystawiając kursy bez pasażerów – pisze jeden z taksówkarzy. – To najprawdopodobniej ci, którzy ogłaszają się pod szyldem Profesjonalnie… itd. Mamy również nadzieję, że PCO (Public Carriage Office) szybciutko zabierze się im za dupy. Mamy również nadzieję, że ty, kliencie, trafisz do uczciwej korporacji, która rozumie zasady konkurencji. W innym przypadku możesz być ofiarą nieuczciwych prostaczków, używających naszych barw narodowych, zwących się Polakami, a będących tą drugą nacją pochodzącą z naszego kraju, tzw. Polaczkami!!! – pisze jeden z taksówkarzy.
Odpowiada mu inny: – Na tej stronie (internetowej – przyp. red.) ogłaszają się tylko idioci i ci, co nie mają kilku funtów na reklamę, jak na przykład śmieszny… (nazwa jednej z firm taksówkowych). Jest to jeden człowiek z nędznym autem z marzeniami o wielkiej firmie, dziwię się, że po tak długim czasie nie dał sobie spokoju, tak tylko zostały długi po niezapłaconych reklamach w gazetach polskich, teraz stara się podnieść dzięki bezpłatnym ogłoszeniom, ale trzeba było nie przesadzać z alkoholem panie… (imię) i nie wystawiać klientów do wiatru, niech pan sam policzy ile to osób zostało przez pana poszkodowanych, zastanawia się pan skąd ja to wiem, tak wiem, bo byłem kiedyś pana kierowcą i uważam, że każdy kto do pana zadzwoni z góry skazany jest na niepowodzenie załatwienia transportu. Jesteś pan do dupy poza jednym, dużo pan ryczysz, ale mało mleka dajesz!!!
– Jesteś Pan snobem – odpowiedź. – Piszesz pan w ogłoszeniach o nowych mondeo, którymi jeździsz, a twoje auto o nr….., którym pan stara się poruszać, nie jest wyprodukowane w bieżącym wieku, więc co tu mówić o nowych modelach… Piszesz pan o licencji PCO, niestety na pana samochodach nie stwierdzono naklejki świadczącej o posiadaniu licencji…
– Jeździliśmy, jeździmy i jeździć będziemy. Jeśli ktoś chce się ubezpieczać, robić licencję i pracować legalnie, to jego sprawa. Ale po co? Skoro nikt o nas nie wie, nikt się nas nie czepia, nasza sprawa – ucina krótko jeden z londyńskich nielegali.
Wszystko wskazuje więc na to, że znów Polacy przenieśli do Anglii polskie realia, a pojęcia mafii taksówkowej, nieuczciwa konkurencja, lipne kursy – stają się prozą polskiego środowiska przewoźników w Londynie. Szkoda tylko, że polscy taksiarze zapomnieli, że w kraju dawno już takie praktyki odeszły do lamusa, a światek taksówkarski ucywilizował się. Tak więc i oni, pracując tu na Wyspach, też powinni.

Piotr Sieńko

Goniec Polski nr. 166 marzec 07