Goniec Polski – Wróbel może zdobyć medal

Agata Wróbel, jedna z najbardziej utalentowanych i najpopularniejszych polskich sportsmenek, po zakończeniu kariery przyjechała do Anglii. Podnoszenie ciężarów zamieniła na pracę w sortowni śmieci. Na upragniony święty spokój i życie poza błyskami ciekawskich fleszów długo nie mogła jednak liczyć.

– Ktoś w Polsce zrobił mi niezłą przysługę. Teraz każdy będzie mnie już zawsze kojarzył wyłącznie z sortowaniem śmieci – skarżyła się w rozmowie z Gońcem mistrzyni olimpijska w dzień po tym, jak cała sprawa wyszła na jaw. – Z tego wszystkiego jestem teraz chora. Mam dosyć.

Żyć jak normalni ludzie
Dwukrotna mistrzyni olimpijska w podnoszeniu ciężarów i znana sztangistka zakończyła sportową karierę w grudniu ubiegłego roku. Szkoleniowcy próbowali ją za wszelką cenę zatrzymać. Przed odejściem rozmawiała nawet z ministrem sportu Tomaszem Lipcem. Była zmęczona, po kilku operacjach nadgarstka, z wiecznymi bólami ręki – nie chciała już dalej trenować.
– Wiedziałam, że wszyscy będą mnie namawiać na powrót do uprawiania mojej dyscypliny, a ja chciałam mieć to już za sobą – tłumaczy powody swego zniknięcia. – Urwałam kontakty, pozmieniałam numery telefonów. Chciałam zakończyć pewien etap w swoim życiu i rozpocząć nowy. Chcę teraz żyć tak, jak żyją normalni ludzie. Postanowiłam znaleźć sobie pracę.
W kraju nie potrafiono zapewnić jej dogodnych warunków do dalszej pracy. Za wszelką cenę namawiano, by została w kadrze, nie oferując żadnego innego rozwiązania. Wyjechała.

Dziennikarska afera
W małym Peterborough na północ od Londynu zamieszkała razem ze znajomymi z Siedlec. Wynajmują przytulny domek w spokojnej dzielnicy na obrzeżach miasta. Szum wokół sportsmenki powstał na nowo, gdy Super Express odkrył, że pracuje ona w sortowni śmieci. Zaskoczenie w kraju i na Wyspach było ogromne. Wybuchł skandal. Telefon Wróbel rozdzwonił się na nowo.
– Mam dosyć tej burzy wokół mojej osoby. Nie różnię się niczym od przeciętnego Polaka, a tu taka afera – denerwuje się w rozmowie z dziennikarzami.
25-letnia zawodniczka do tej pory utrzymywała się ze stypendium olimpijskiego. Premię za brązowy medal olimpijski z Aten wydała na samochód. Prawo do tak zwanej emerytury olimpijskiej, przysługującej medalistom igrzysk, uzyska dopiero za dziesięć lat.
– Nie wiem też, jaka będzie moja przyszłość – mówi Agata Wróbel. – Jestem normalnym człowiekiem, a żadna praca nie hańbi. To nieważne, że jestem medalistką olimpijską. Jeżeli inni mogą sortować śmieci, to ja też mogę. Skoro nie dorobiłam się na własnych śmieciach, to może dorobię się na cudzych.
 
Pomóc za wszelką cenę
O swoich planach nie chce mówić za wiele, jednak zdecydowanie wyklucza powrót do wyczynowego sportu. – Na razie na pewno zostanę w Anglii – mówi. – Po co miałam wznawiać treningi, skoro podźwigałabym ciężary jeszcze miesiąc lub dwa, a potem prawdopodobnie i tak bym zrezygnowała. Może wywalczyłabym kwalifikację olimpijską, a potem bym zrezygnowała, nie wytrzymałabym psychicznie.
Ryszard Soćko, wieloletni trener Agaty Wróbel: – Nie można jej zmuszać do niczego. Jeśli wróci, to jako pełnoprawna zawodniczka, nie jako pokutnica. To bardzo wrażliwa dziewczyna i musi sobie sama wszystko poukładać. Cały czas jest w stanie zdobyć medal na igrzyskach. Jesteśmy w kontakcie z psychologiem. Chcemy jej pomóc, ale najwięcej zależy od samej Agaty.
Pomóc Agacie chce wiele osób. Pomoc w załatwieniu podobnej posady w Londynie zaoferował jeden z miejscowych polskich biznesmenów. Rozmawiał już m.in. z właścicielem londyńskiej sieci siłowni Virgin, gdzie Agata mogłaby pracować jako instruktorka.

Kolega z kadry: Wróć do kraju!
Całą sytuacją zaskoczony też jest kolega Agaty z reprezentacji Szymon Kołecki.
– Wiedziałem, że chce gdzieś wyjechać do pracy, bo sama mi o tym mówiła. Twierdziła, że ktoś jej tam coś załatwił. Myślałem jednak, że ten ktoś się bardziej postara o Agatę i będzie ją traktować jak prawdziwą mistrzynię, a nie jak każdego Polaka wyjeżdżającego z kraju! Nie wychodząc z domu załatwiłbym jej lepszą pracę za lepsze pieniądze. Taką, gdzie ktoś by ją szanował i traktował poważnie – mówi Kołecki.
– Podczas tego całego zamieszania, jakie było ostatnio wokół Agaty, zaproponowałem jej przeniesienie się do naszego klubu z Otwocka. Dostałaby niezłe pieniądze i mogłaby potrenować w nowym otoczeniu. Powiedziałem o tym naszemu sponsorowi i on od razu się na to zgodził. Agata miała jednak wtedy inne plany i nie skorzystała z tej oferty. Gdyby jednak postanowiła wrócić, to drzwi są dla niej wciąż otwarte – apeluje Kołecki.
Wszystko wskazuje jednak na to, że to, co najbardziej potrzebne jest teraz sportsmence, to nie dobra i lekka praca, sportowe zawody i błyski aparatów paparazzi a święty spokój, którego – jak sama podkreśla – przyjechała szukać na Wyspy, a którego od ponad tygodnia nie może zaznać.

Piotr Sieńko

Goniec Polski nr. 163 luty 07