Nowy Dzień – Szef warszawskiego gangu porywaczy złapany

Warszawa – największa aglomeracja w Polsce, ogromny kapitał, olbrzymi przepływ ludzi, wielki biznes i szybkie pieniądze. Ale stołeczni biznesmeni nawet nie zdają sobie sprawy, jak duże groziło im niebezpieczeństwo. Bo doskonale zorganizowani gangsterzy postanowili wykorzystać okazję, by zarobić dużą kasę w krótkim czasie.

Piotr Sieńko 2006-01-26, ostatnia aktualizacja 2006-01-26 07:13

Bynajmniej nie chcieli okradać banków. Postanowili porywać dla okupu zamożnych polskich i zagranicznych biznesmenów. W procederze tym brylowała grupa mokotowskich bandytów podległych bezpośrednio Andrzejowi H. ps. „Korek”, jednemu z najsilniejszych bossów polskiej mafii. Dziś ponad 20 z nich już siedzi. Ich szef, 38-letni Grzegorz K. ps. „Ojciec”, wpadł w ręce antyterrorystów przedwczoraj. Warszawska policja cały czas szuka jego sześciu kompanów.
Do policji dotarły sygnały o blisko 20 uprowadzeniach dokonanych przez tych bandytów w ciągu trzech lat. Mieli oni na tym zarobić ok. 7 mln zł. O tym, ile osób gangsterzy porwali i wypuścili po zapłaceniu okupu bez wiedzy policji, nie wiadomo. Niewykluczone, że nawet drugie tyle.
– Ludzie byli najczęściej porywani z ulicy i sprzed domów. Wysadzano ich z samochodów, markując policyjne zatrzymanie do kontroli drogowej, lub wciągano do furgonetki – opowiada policjant z wydziału terroru kryminalnego Komendy Stołecznej Policji.

Dostali trzy palce
W ten sposób zniknął właśnie 36-letni Hindus Harish Hitange, który od kilku lat pracował w Polsce w dużej firmie tekstylnej. 20 kwietnia 2004 r. ok. godz. 10 jechał swoim samochodem do pracy. W miejscowości Dawidy niedaleko Raszyna drogę zajechało mu inne auto. Wysiedli z niego mężczyźni, którzy najprawdopodobniej podali się za policjantów. Wciągnęli biznesmena do swojego samochodu i odjechali. Od tego czasu nikt nie widział Hindusa żywego.
Przez trzy miesiące po porwaniu bandyci prowadzili negocjacje z przyjacielem oraz szefem porwanego. – Udało się obniżyć kwotę okupu z 2 mln euro do 800 tys. dol. Ale przestępcy nie podjęli pieniędzy. Do dziś nie trafiliśmy na żaden ślad porwanego – mówi oficer stołecznej policji zajmujący się sprawą.
Rekha Hitange, żona hinduskiego biznesmena, zwróciła się we wrześniu 2005 r. z dramatycznym apelem do porywaczy. – Pokornie proszę was o uwolnienie mojego męża. Wybaczam wam wasze karygodne czyny – mówiła ze łzami w oczach. Rodzina Harisha Hitange cały czas wierzy, że mężczyzna żyje. Policja jest pewna, że zginął. Rodzinie Hindusa przysłano tylko trzy obcięte palce uprowadzonego.

Zaskoczony mafioso
Los Hindusa podzielił też 26-latek z Piaseczna. Mariusza M. porwano w 2004 r. Jego rodzina zapłaciła okup, jednak porywacze i tak go zamordowali. Najpierw jego bliskim przesłali jednak obcięty palec mężczyzny. Do tej pory warszawscy policjanci zatrzymali 24 osoby związane z grupą porywaczy. Policja odkryła też trzy miejsca, gdzie porywacze przetrzymywali swe ofiary. Odbito jedną osobę, udaremniono porwanie innej.
Od grudnia na ulicach Warszawy wiszą plakaty z podobiznami sześciu kompanów Grzegorza K. Za wskazanie bandytów rodziny ufundowały nagrodę w wysokości 1 mln zł. Grzegorz K. już raz – w październiku – wymknął się policjantom na Powiślu. Uciekł mimo strzałów ostrzegawczych oddanych przez ścigających go funkcjonariuszy. Wpadł we wtorek w chwili, kiedy wysiadał ze swojego samochodu na warszawskim Targówku. Był tak zaskoczony, że nie próbował stawiać oporu. Jego los podzieliła także 32-letnia Agnieszka H. Z ustaleń policjantów wynika, że kobieta przez cały czas pomagała swojemu znajomemu ukrywać się.