Nowy Dzień – Były gangster został antyterrorystą

Nikt w jego jednostce nie wie, co robił w młodości. Aspirant Andrzej K., jeden z 200 stacjonujących w stolicy antyterrorystów, zwierzył się „Nowemu Dniowi”.

Piotr Sieńko
2005-12-14, ostatnia aktualizacja 2005-12-14 09:02 

Mojemu koledze obcięli nogę 
– Pochodzę z północnej Polski. Wychowałem się na najniebezpieczniejszym blokowisku mieście. Prawie każdy miał tam kłopoty z policją i prawem – opowiada Andrzej. – Już w podstawówce biłem się najlepiej z całej szkoły. Nikt nie mógł mi dać rady, a to podobało się starszym kolegom z dzielnicy.
Był początek lat 90. W Polsce jak grzyby po deszczu powstawały gangi. Pod skrzydłami doświadczonych już złodziei, rozbojarzy i włamywaczy 18-letni Andrzej zaczął karierę w przestępczej grupie.
– Regularnie jeździłem z nimi na robotę – wspomina mężczyzna. – Stałem na czatach, gdy kradli samochody. Jeździłem odbierać długi. Potem zaczęło się ściąganie haraczy z dyskotek, barów i ze sklepów.
W ciągu jednej nocy Andrzej potrafił zarobić tyle, ile jego ojciec legalną pracą przez miesiąc. – Żyło mi się coraz lepiej, ale i ryzyko było coraz większe – mówi. Wpływy grupy, do której należał, cały czas rosły. Bandyci opanowali miasto i część województwa. Doszło do spięć z konkurencją: pierwsza strzelanina (Andrzej nie brał w niej udziału), ranni koledzy, kolejna bijatyka, porwanie kumpla.
– Odrąbano mu nogę – opowiada policjant. – To była kara za wejście na teren kontrolowany przez inną grupę.

Miłość matki i policyjna weryfikacja 
Rodzina Andrzeja, głównie zatroskana o 21-letniego syna matka, zaczęła go namawiać, by rzucił złe towarzystwo i wyjechał.
– Wiedziałem, że jeśli zostanę w domu, skończę w piachu albo w kryminale – wspomina. – Taki los spotkał później prawie wszystkich moich kolegów. Tylko nieliczni są dziś na wolności.
Krewni w stolicy przyjęli go do siebie. Odciął się od świata, o którym wiedział, że jest zły i niczego dobrego nie wróży. Rodzina doradzała, by wstąpił do… policji. Stała praca miała mu pomóc ustatkować się. Znajomość półświatka i reguł nim rządzących miały dać mu przewagę nad innymi funkcjonariuszami.
– Długo się opierałem. Myślałem o wojsku. W końcu uległem, ale nie chciałem być zwykłym krawężnikiem. Postanowiłem, że chcę być antyterrorystą – tłumaczy.
Gdy w komendzie wojewódzkiej w jego rodzinnym mieście oficer, który weryfikował go przed przyjęciem do policji, zobaczył, skąd pochodzi, nie uwierzył, że jest czysty. Sprawdzano go prawie dwa miesiące. – Nic nie znaleźli, bo nie byłem notowany. Tak mi się upiekło – wyjaśnia policjant. – Dostałem od życia drugą szansę. Dała mi ją policja.

Nigdy ich nie sypnąłem 
Dziś aspirant K. wysoki, dobrze zbudowany, krótko ścięty brunet, bardzo poukładany i spokojny człowiek jest członkiem elitarnej jednostki AT. Brał udział w kilkuset akcjach. Zatrzymywał m.in. członków gangu, który zastrzelił kilka lat temu policjanta z podwarszawskiego Piaseczna. Ostatnio szturmował kryjówki grupy pruszkowskiej kontrolującej narkotykowy rynek stolicy.
Andrzej założył już rodzinę. Kończy właśnie politologię i planuje kolejne studia. Myśli o prawie. – Zobaczysz, zostanę jeszcze prokuratorem albo radcą prawnym – zapowiada ambitnie.
Z kolegami sprzed lat ma cały czas kontakt. – Spotykamy się w każde święta. Byliśmy zawsze wobec siebie lojalni: ja nigdy ich nie sypnąłem, oni nie donieśli na mnie. Dlatego rozmawiamy normalnie. Nikt do nikogo nie żywi urazy – wyjaśnia.
O dawnym przestępczym fachu już nie myśli. Choć czasem szlag go trafia, gdy widzi, jakie majątki zgromadzili zatrzymywani przez niego przestępcy. – Mają miliony i dostatek, a my nadstawiamy codziennie dupy za 2 tys. zł – denerwuje się policjant. – Nie zamieniłbym się jednak z nimi miejscami. Mam zbyt dużo do stracenia.
Imię i inicjały bohatera zmieniliśmy na jego prośbę. Przestępstwa, które popełnił, uległy już przedawnieniu. W świetle tego jest obywatelem o nieposzlakowanej opinii i nie ma przestępczej przeszłości.
Policja układa nam życie, nadkomisarz Paweł Biedziak, Komenda Główna Policji
– Policja to dobra szkoła życia. Ludzie trafiający do niej pochodzą z różnych stron i środowisk. Często narzekamy na swoją pracę. Po latach wielu z nas stwierdza jednak, że zawdzięcza policji dużo dobrego. Okazuje się, że w nasze prywatne życie policja wniosła bardzo dużo: uporządkowała je, ustatkowała.