Rzeczpospolita – Antyterroryści bez nazwy

Pracują jak antyterroryści. Ryzykują życie, ale zarabiają mniej od kolegów z jednostek specjalnych. I nie mają ich przywilejów emerytalnych. Dlaczego? Bo ich wydział nazwano realizacyjny, a nie antyterrorystyczny.

Komenda Stołeczna Policji jako jedyna w kraju nie ma własnego oddziału antyterrorystycznego (AT). Gdy warszawscy funkcjonariusze planowali np. niebezpieczną akcję, o zgodę na pomoc i użycie antyterrorystów Komenda Stołeczna musiała prosić Komendę Główną, której podlega oddział AT. Współpraca między komendami nie układała się.
– W przypadku niespodziewanych akcji droga służbowa wydłużała się, co utrudniało nam pracę – tłumaczy oficer stołecznej policji. – Zdarzało się często, że planowane przez nas działania kolidowały z treningami antyterrorystów albo z zadaniami, które zlecała im Komenda Główna.

Konflikt na najwyższym szczeblu 
Nieoficjalnie mówi się, że sprawę przesądził konflikt między dowódcą antyterrorystów nadkomisarzem Waldemarem Zubrzyckim z Komendy Głównej a szefem stołecznej policji generałem Ryszardem Siewierskim. Poszło ponoć o ćwiczenia w Pałacu Kultury i Nauki organizowane w 2004 r. Podobno Zubrzycki nie poinformował Siewierskiego, że działa na jego terenie. Generałowi nie spodobała się buta młodszego rangą oficera.
W pałacu Mostowskich zapadła decyzja, by nie korzystać z pomocy KGP, tylko stworzyć własną grupę do zadań specjalnych, która zastąpiłaby jednostkę AT. Powstał wtedy ok. 50-osobowy wydział realizacyjny (40 policjantów plus pirotechnicy). Od tamtej pory funkcjonariusze z realizacyjnego wykonują zadania przeznaczone dla antyterrorystów. Zamaskowani i uzbrojeni po zęby, szturmują prywatne domy i mieszkania, w których ukrywają się bandyci tropieni przez policjantów z innych jednostek.
– Przeszukują pomieszczenia, wysadzają z samochodów groźnych przestępców, wszystko w stanie najwyższej gotowości – opowiada oficer warszawskiej policji. – Ich praca niczym się nie różni od jednostki specjalnej. Wymagania i zadania są takie same, ale uposażenie, związane ze szkodliwymi warunkami pracy, jest dużo niższe – tłumaczy.

Antyterroryści, ale nieoficjalnie 
W 2005 r. ludzie z wydziału realizacyjnego przeprowadzili kilkaset akcji w Warszawie i okolicach. Średnio wkraczali ponad 20 razy w miesiącu. Antyterroryści z Komendy Głównej w tym samym czasie zaliczyli ok. stu akcji, tylko kilka na zlecenie warszawskiej policji. Teraz policjanci z wydziału realizacyjnego zaczynają się buntować. Rzecz też w tym, policjanci z realizacyjnego chcą mieć takie same prawa jak AT.
– Ryzykujemy życie i zdrowie, tak samo jak oni – tłumaczy jeden z oficerów wydziału realizacyjnego. – Powinniśmy mieć liczone lata pracy tak jak AT (1 rok pracy uznawany za 1,5) oraz inaczej naliczane emerytury.
Dla porównania pododdział AT z Komendy Wojewódzkiej w Krakowie (55 osób) ma również o połowę mniej pracy od swych kolegów z wydziału realizacyjnego z Warszawy (ok. 12 wyjazdów na miesiąc). Jego członkowie mają jednak wyższe uposażenie i wszelkie przywileje, gdyż… noszą nazwę jednostki antyterrorystycznej.
– Stanowiska, mające uprzywilejowane uposażenia, jak AT, tworzą na podstawie przepisów zawartych w rozporządzeniach MSWiA poszczególne komendy wojewódzkie – kwituje Marcin Szyndler z Komendy Głównej. Rzecznik stołecznej policji Mariusz Sokołowski rozkłada ręce:
– Zgodnie z rozporządzeniami MSWiA uprzywilejowane świadczenia przysługują tylko funkcjonariuszom z oddziałów AT, a wydział realizacyjny jednostką antyterrorystyczną nie jest. Kółko się zamyka, a ponad 40 warszawskich policjantów nadal zostaje z niczym.

Piotr Sieńko

Rzeczpospolita X-XI 2005