Super Express – Glina od porwań, haraczy, bomb i terrorystów

Ma za sobą setki udanych akcji przeciwko najgroźniejszym przestępcom. Akcja w Magdalence, likwidowanie gangów, które wymuszały na stołecznych kupcach haracze, odbijanie porwanych biznesmenów z rąk przestępców, ochrona stolicy przed terrorystami – to tylko nieliczne sprawy, jakimi zajmuje się nadkomisarz Andrzej Kawczyński (34 l.), jeden z dowódców Wydziału do Walki z Terrorem Kryminalnym Komendy Stołecznej Policji.

Super Express z dn. 2004-10-18 (numer 245 )

Autor: Piotr Sieńko

Marzec 2003 r. Śledztwo w sprawie napadu na podwarszawskich policjantów w Parolach k. Nadarzyna ma się ku końcowi. Za kratami jest już niemal cały gang młodych bandytów, którzy rok wcześniej, w odwecie za to, że policja odbiła skradzionego przez nich tira, zastrzelili jednego z oficerów policji i próbowali zabić kilku jego podwładnych. Nad sprawą pracują policjanci z Wydziału do Walki z Terrorem Kryminalnym Komendy Stołecznej Policji. Jednym z dowodzących jest nadkomisarz Andrzej Kawczyński, zastępca naczelnika wydziału, od dwóch miesięcy szczęśliwy, świeżo upieczony ojciec.

Pierwszy w akcji

Nocą w wąską uliczkę w Magdalence wjeżdża kolumna samochodów. Policjanci wcześniej wytropili dom, w którym ukrywają się mordercy policjanta: Robert Cieślak i Białorusin Igor Pikus. Kawczyński i jego ludzie jadą pierwszym autem. Kryjówkę bandytów pokazują jadącym za nimi w terenowych land roverach antyterrorystom.

Chwilę potem jedna z terenówek taranuje bramę i wjeżdża na wskazaną posesję. Antyterroryści wyskakują z auta i podchodzą pod drzwi. Nagle wybuchają domowej roboty bomby, ukryte w kwietnikach przed wejściem. Jeden z policjantów ginie na miejscu. Kilkunastu zostaje rannych. Z okna na piętrze Pikus i Cieślak zaczynają strzelać do wycofujących się funkcjonariuszy. Kawczyński ze swoimi ludźmi osłania ich odwrót.

– Leżeliśmy pod samochodem, kilkanaście metrów od tego domu – opowiada policjant z terroru. – Nagle Andrzej poderwał się i zaczął biec w kierunku land rovera antyterrorystów. Pikus z Cieślakiem walili z pistoletów maszynowych tak, że chłopaki z AT nie mogli się ruszyć. Andrzej dopadł do ich samochodu, odpalił zamontowany na dachu halogen i zaczął oślepiać bandytów. Skupił na sobie ich ogień. Stał tak przez pierwszą godzinę strzelaniny i dzięki temu rannych można było wynieść spod ognia – dodaje podwładny Kawczyńskiego.

Uratował kupców

Kawczyński pracuje w policji od 14 lat. Zaczynał na warszawskim Żoliborzu. – To taki typ dowódcy, który do swoich ludzi zawsze woła „za mną”, a nie „naprzód”. Nie lubi siedzieć za biurkiem. Woli wziąć broń i jechać z nami na akcję – mówi jeden z jego podwładnych.

– Dużo czasu poświęciliśmy na walkę z haraczami – Andrzej Kawczyński wspomina pierwsze lata w terrorze. – To były czasy, gdy całe ulice płaciły gangom. Nękani przez bandytów ludzie zaczęli w końcu prosić o pomoc. W zastawione przez policjantów z terroru zasadzki wpadać zaczęli gangsterzy. Fama o tym, że można pozbyć się problemu bez płacenia haraczu, poszła w miasto. Warszawscy kupcy przekonali się, że gangi nie będą się mścić na tych, którzy współpracują z policją. – Dziś w Warszawie płacą tylko ci, którzy chcą – tłumaczy nasz bohater.

Odbiera broń bandytom

Potem przyszedł czas na gangsterskie porachunki, bomby i strzelaniny. Przez ostatnie kilka lat z rąk przestępców przechwycono setki sztuk broni i ponad tonę materiałów wybuchowych. Tylko w ostatnim miesiącu, podczas dwudniowej akcji w podwarszawskich lasach, odnaleziono ponad 200 kg trotylu, który odzyskiwany z powojennych niewybuchów trafił do rąk przestępców. Takie akcje przeprowadzane są rokrocznie.

– Bywa, że nie wraca z pracy nawet przez 36 godzin albo jak kończy jakieś ważne śledztwo przez kilka tygodni z rzędu, wpada tylko na chwilę, bierze prysznic, przebiera się i leci z powrotem do komendy – mówi żona. – A jak wychodzi na akcję, zawsze mu powtarzam: Uważaj!

Odbija zakładników

W Warszawie odbijaniem zakładników z rąk porywaczy zajmuje się właśnie wydział Kawczyńskiego. – To najtrudniejsza i najbardziej stresująca część naszej pracy. W grę wchodzi bowiem życie porwanych, które najczęściej zależy od bezwzględnych i gotowych na wiele przestępców – tłumaczy Kawczyński.

– Ma tyle siły, że inni mu jej zazdroszczą, a przy tym robi to, co uwielbia, czyli pomaga zwykłym ludziom. W ubiegłym roku pędził radiowozem na przekazanie okupu za porwanego mężczyznę. Jakiś kierowca nie zauważył, że jedzie na sygnale. Zajechał mu drogę. Policyjny fiat bravo owinął się wokół drzewa. Gdy drogówka przyjechała na miejsce, policjanci byli pewni, że nikt z wypadku nie uszedł z życiem. Andrzejowi założono tylko szwy na twarzy i wrócił do pracy. To właśnie taki glina – mówi jeden z jego kolegów.