Złodziej ukradł samochód prezesowi Sądu Najwyższego. Świadek widział kradzież. Przestępca zgubił swój dowód na miejscu kradzieży, więc policja bez trudu go zatrzymała. I co? I nic. Sprawę umożono. Prezes musiał chodzić pieszo, a prokuratura nie była zainteresowana ukaraniem bandyty.