Wieści Podwarszawskie – Kulturystyka i życie

Pod koniec podstawówki wpadła mu w ręce książka o kulturystyce. Grał już wtedy w piłkę nożną, tenisa, trenował karate. Próbował wielu dyscyplin. Wszystkie sprawiały mu ogromną radość, żadna jednak nie zafascynowała go tak naprawdę. Dopiero kulturystyka stała się jego pasją.

 

Darek od dziecka był wątłej budowy, nosił okulary, a do tego jego mama była nauczycielką, co szczególnie drażniło starszych kolegów ze szkoły. Przez to miał tam więcej wrogów niż przyjaciół.
– Najzwyczajniej w świecie mnie bili – opowiada. Najczęściej spadochroniarze (drugoroczni – red.). Byłem lany i to często. Równie często mój plecak lądował na najwyższym drzewie szkolnego boiska.
Po latach, gdy ci sami spadochroniarze widzą go w rodzinnym Radzyminie, odwracają głowę, spuszczają wzrok.
– Ta konfrontacja jest bardzo śmieszna – mówi Darek, dziś wicemistrz Europy, brązowy medalista Mistrzostw Świata – Ani oni nie myśleli, że ja będę tak wyglądał, ani ja nie myślałem, że wyglądać tak mogę.
Chociaż wygląda, jakby pracował dla mafii – sam też z siebie w ten sposób żartuje, to większość ludzi widząc go na ulicy szybko orientuje się, że jest sportowcem.
– Zwykle spotykam się z miłymi reakcjami przechodniów. Nie zostałem jeszcze potraktowany niesympatycznie. Sam też staram się być łagodnym i pogodnym, to pomaga.

Nikt nie wiedział, że ćwiczy
Pod koniec podstawówki wpadła mu w ręce książka o kulturystyce. Grał już wtedy w piłkę nożną, tenisa, trenował karate. Próbował wielu dyscyplin. Wszystkie sprawiały mu ogromną radość, żadna jednak nie zafascynowała go tak na prawdę.
Kompleksy nie pozwoliły mu pójść na prawdziwą siłownię, więc pierwsze ćwiczenia zaczął wykonywać w domu. Po pewnym czasie w Radzyminie powstała pierwszy tego typu prawdziwy klub. Domowe treningi na tyle ośmieliły już Darka, że postanowił zaglądać tam od czasu do czasu.
– To była pionierka. Ćwiczyliśmy bez fachowej opieki i profesjonalnego instruktażu – wspomina.
Spodobało mu się. Ćwiczył coraz więcej, a kiedy nie trenował zaczynało mu brakować siłowni.
– Zacząłem myśleć o współzawodnictwie. Przeniosłem się do warszawskich siłowni Syrenki i Fitfuna. Szczególnie dobrze wspominam tę pierwszą. Spotkałem tam bardzo miłych i sympatycznych ludzi. Bardzo mi wtedy pomogli.
Dzień zaczynał od nauki w szkole. Po lekcjach jechał do Warszawy na trening. Wracał bardzo późno.
– Już wtedy wyróżniałem się wśród kolegów. Do kulturysty było mi jednak bardzo daleko. Gdy wyszło na jaw, że będę startował, zostałem wyśmiany.
– Zostaniesz mistrzem ulicy, mówiono, ale na mistrza miasta nie masz już szans – opowiada.
Przez rok przygotowywał się do MP juniorów. W Fitfunie, gdzie trenował rad udzielał mu Piotr Głuchowski, jeden z najlepszych kulturystów Polski. W 96 roku Darek wygrał w dwóch kategoriach + 80 kg i open. Zakwalifikował się do Mistrzostw Świata, gdzie zdobył brązowy medal.
– To było ogromne zaskoczenie – wspomina.
Sukcesy Darka nie każdego jednak cieszyły, musiał zmienić szkołę. W tej, do której chodził obecnie nie miał już czego szukać. – Problemy z nauką przy tak dużym natężeniu treningów musiały się pojawiać a na zrozumienie ze strony nauczycieli nie miałem na co liczyć. Na szczęście w drugiej szkole ludzie byli bardziej przychylni, za co chciałbym im gorąco podziękować.
Najśmieszniejsze jest to, że niedługo po tym, jak zmieniłem szkołę, moja była pani dyrektor wręczała mi kwiaty podczas jednej z uroczystości, na której nagrodzono mnie za sukcesy w kulturystyce.

Gośka chodź zobacz
Od kiedy pamięta ma problem z ubraniami. Marynarki nosi tylko szyte na miarę. Dżinsy tylko jednej firmy – z szerokimi nogawkami. Wiele razy mierząc spodnie śmiał się sam z siebie. Za każdym razem, gdy weszły wreszcie na udo, w pasie pomieściłyby drugiego takiego jak on.
– Raz, gdy mierzyłem ubrania ekspedientka zamiast mi pomóc i doradzić zaczęła wołać swoją koleżankę. „Gośka, Gośka chodź zobacz, szybko”. Nie wiem skąd, nie wiem jak, za chwilę był już aparat i zaczęły robić sobie ze mną zdjęcia.
Przyznaje, że czuje się zakłopotany w takich sytuacjach.
– Z butami, czapkami nie mam problemów – śmieje się Darek.
Dzięki pierwszym sukcesom zrobiło się o nim głośno. Jednak nie znaczyło to, że znajdzie opiekunów, a ci będą mieli ochotę sponsorować jego występy.
– To był trudny okres. Mam go już jednak za sobą. Wróciłem na studia. Znalazłem sponsora – firmę MLO. Zacząłem znów normalnie trenować.
Dalej jednak jeździł swym czerwonym maluchem. Z nim również związane są barwne opowieści.
– Tak to były niezłe jaja. Jazda maluchem przysparzała mi mnóstwo problemów. Nie jest on przystosowany do takich osób jak ja. Miałem ciągłe problemy ze zmianą biegów. Albo łamałem drążek, albo przyciskałem go udem. Chcąc wrzucić dwójkę musiałem chować nogę pod kierownicę, a to nie było takie łatwe. Na szczęście nie muszę już jeździć maluchem.
Darek zrywał też niemal non stop oparcie fotela. Bywało, że siedzenie rozkładało się podczas jazdy. Na to jednak również znalazł się sposób.
– Żeby je odciążyć wkładałem dwudziestolitrowy kanister. Wyglądało to komicznie, ale można było jechać. Kilka razy wyjmowałem też siedzenie i jechałem siedząc na tylniej kanapie. Po prostu koszmar.
Nijak się to jednak ma do lotu samolotem.
– Lecąc klasą ekonomiczną gdzie są trzy miejsca obok siebie zajmuję dwa. Nic na to nie poradzę. Bardzo wtedy współczuję osobom, które muszą siedzieć koło mnie.
Wspomina, jak przyszło mu wracać z kolejnych zawodów z Frankfurtu razem z innym kulturystą, nie mniejszym od niego. Siedzieli na zewnętrznych fotelach, w środku przez cały lot gniotąc jakąś kobietę.
– Wyglądała jakby wstrzymywała powietrze. Nic nie jadła. Zrezygnowała z obiadu. Współczułem jej.

Rodzina była sceptyczna
– Początkowo moi najbliżsi twierdzili, że to bezproduktywne zajęcie, ale po pierwszych sukcesach zmienili zdanie. Zawsze jednak mogłem liczyć na poparcie mamy i narzeczonej – mówi Darek. – Brat też jest przychylny temu co robię, choć sam nie uprawia kulturystyki. Woli informatykę. Pięknie rysuje. Opinie innych ludzi mnie nie interesują.
Najważniejsza jest podobno akceptacja najbliższych. Darek mówi, że bez poparcia mamy i narzeczonej nie byłoby tak dużych sukcesów.
– To, że cieszą się z sukcesów jest moją dodatkową motywacją. Przygotowując się do zawodów przechodzisz od euforii do apatii, bez wsparcia przebrnięcie przez ten trudny okres nie byłoby chyba możliwe. Nie jest to więc bez znaczenia.
Darek studiuje na AWFie, przygotowuje się do kolejnych zawodów. Tym razem poza zwykłym cyklem mistrzowskich eliminacji Mistrzostw Polski i Europy chce wystąpić również w parze z Haliną Kunicką z Gorzowa Wielkopolskiego.
– Najważniejszą rzeczą w życiu jest to by robić coś z pasją. Robić to co się lubi. Nie mam zamiaru się przebranżawiać. Jeżeli ktoś jest dobry w tym co robi, to nie powinien z tego rezygnować. Wiem dobrze, że moje doświadczenie może się przydać niejednemu. Chcę to wykorzystać w pracy z młodymi kulturystami, kiedy już sam nie będę brał udziału w zawodach.
Jak przyznaje, sport wyczynowy to ciężki kawałek chleba. Darek wielu rzeczy musi sobie odmawiać. Niemal cały rok przebywa na diecie.
– Reżim dietetyczny jest chyba trudniejszy od treningów – przyznaje. – Ale to jest właśnie to co tak bardzo mi się podoba.
Widzom, a nawet przygodnie spotkanym przechodniom podobają się za to jego mięśnie. Sylwetka kulturystów, czego Darek nie powiedział mi podczas rozmowy, powszechnie wzbudza zainteresowanie przygodnie spotkanych ludzi. Podczas finałowego Turnieju Mistrzostw Europy w Baku, gdy pewnego popołudnia zawodnicy, wśród nich był również Darek wyszli na spacer i odpoczywali na małym rynku przy fontannie podszedł jeden z przechodniów, poprosił by jeden z zawodników zdjął koszulkę. Zrobił sobie z nim zdjęcie. W tym samym momencie podszedł następny mieszkaniec Baku. W ciągu kilkunastu minut wokół kulturystów zebrała się grupa kilkudziesięciu osób. Zawodnicy długo nie mogli się wyrwać ze szpon miejscowych.
Czasem tak duże zainteresowanie jego osobą, jak sam mówi, wyraźnie mu przeszkadza. Nawet zwykłe wyrazy sympatii mogą być męczące, ale nie jest to powód do tego by rezygnować, to nawet dodatkowa motywacja do lepszej pracy.
– Sport to alternatywa dla alkoholu i narkotyków. To furtka dla młodych ludzi. Każdy sport, niekoniecznie musi to być kulturystyka. Nie musi to również być sport wyczynowy. Może to jednak być sens czyjegoś życia, ujście pozytywnej energii.

O Darku Karpińskim mówią jego znajomi:

Arkadiusz Matejko, były kulturysta: – To fachowiec. Zawsze wie jak doradzić należycie drugiej osobie. Dzięki jego radom trening wielu młodych ludzi jest bardziej efektywny. To również dobry kolega. Zajdzie na prawdę wysoko.

Paweł Fileborn, trener reprezentacji Polski w kulturystyce: – Jest zdyscyplinowany i bardzo ambitny. Ma talent, również pod względem uwarunkowań genetycznych i znakomitą sylwetkę. To doskonały kulturysta. Spokojny, dobrze ułożony. Ma szanse na Mistrzostwo Świata.

Artur Borowski, siłownia Aplauz (pracodawca, kolega i sponsor Darka): – Współpracujemy już trzeci rok. Jest bardzo sumienny, zarówno jako zawodnik, jak i pracownik. Poważnie podchodzi do tego co robi. Zajmuje się trenującymi w moim klubie juniorami. Dzięki jego sławie i wiedzy chętniej podchodzą do treningów. Już wkrótce wezmą udział w Mistrzostwach Polski.

Ryszard Wójcik, firma MLO, sponsor: – Jest młody i prawdopodobnie wysoko zajdzie. Bardzo dużo przed nim. Nasza współpraca jest bardzo udana.

Dariusz Karpiński:

– trzy razy wicemistrz Mistrzostw Polski 96,

– II miejsce MLO classic Genewa 2000,

– Zwycięzca MLO classic 2001 Zurich,

– zdobywca Pucharu Pięciu Kontynentów 2001 Kair,

– brązowy medalista Mistrzostw Świata 1996 Katowice,

– wicemistrz Europy 2001 Baku.

Piotr Sieńko

Wieści Podwarszawskie Nr 29 (538) – 22 Lipiec 2001